Zielona Góra ciągle niezdobyta! Po pełnym emocji pojedynku Stelmet wygrywa z PGE Turowem 67:53 i w serii do czterech zwycięstw mamy remis – po dwa zwycięstwa!
Przy komplecie publiczności rozpoczęło się czwarte spotkanie serii finałowej. Pierwsze posiadanie przypadło gościom ze Zgorzelca. Emocje obecne były od pierwszego gwizdka – przez pierwsze dwie minuty żadna ze stron nie mogła wypracować sobie skutecznej akcji w ataku. Niemoc trójką przełamał Łukasz Koszarek. Po chwili tak samo ofensywę wykończył Aaron Cel. Niesamowity hałas w CRS nie sprzyjał gościom, którzy mieli poważne problemy po obu stronach boiska. Zielonogórzanie świetnie zbierali – nawet po nietrafionych rzutach byli w stanie ponawiać swoje zagrania. Zgorzelczan odczarował w końcu indywidualną akcją Mardy Collins. Gdy Przemysław Zamojski po dramatycznym ataku Stelmetu trafił zza luku, było aż 11:2 dla gospodarzy – reagować musiał Miodrag Rajković. Przyjezdni kompletnie nie radzili sobie z ambitnymi zielonogórzanami. Czas wzięty przez serbskiego szkoleniowca miał poprawić sytuację. Tak się też działo tuż po przerwie – dwie proste straty zielonogórzan i punkty Turowa doprowadziły do wyniku 11:6. Trójka Michała Chylińskiego zbliżyła zgorzelczan do stanu 11:9, na co z kolei odpowiedział Saso Filipovski – timeout Słoweńca musiał coś poprawić, gdyż to gospodarze „stanęli”. Niestety, początkowo nic nie pomogło – kontra Turowa i punkty Collinsa doprowadziły w międzyczasie do remisu. Znak do ponownego liderowania dał Russell Robinson, bardzo dobrze rozgrywając i punktując. Dzięki jego przytomności po pierwszej kwarcie było 15:11 dla gospodarzy.
Po przerwie to Turów lepiej grał. Rzut z dystansu Damiana Kuliga sprawił, że Stelmet miał jedynie punktową przewagę (15:14). Zagranie 2+1 Chrisa Wrighta zapewniło z kolei zgorzelczanom prowadzenie 17:15. Walka rozgorzała na nowo. Faule, straty, nietrafione rzuty – nerwowość zawodników obu stron ujawniała się na różne sposoby. W całym zamieszaniu to jednak goście radzili sobie nieco lepiej. Trójka Collinsa na 26:18 i powiększające się prowadzenie gości skłoniły coacha Filipovskiego do wzięcia kolejnego czasu. Sytuacja nie była ciekawa – zielonogórzanie po utracie prowadzenia nie byli w stanie zmniejszyć strat. Całe szczęście dla gospodarzy, Turów popełniał nie mniej błędów niż oni – dzięki rzutom wolnym Quintona Hosleya i dobitce Chevona Troutmana z siedmiu Stelmet przeszedł na trzy punkty straty. Trójka Troutmana doprowadziła po chwili do remisu – na trybunach wrzawa. Ostatecznie zgorzelczanie utrzymali prowadzenie, wypracowane w pierwszej części tej kwarty – 31:30.
Aaron Cel (fot. Aleksandra Krystians)
Szybkie wejście w drugą połowę meczu zaliczył Koszarek – jego trójka ponownie dała prowadzenie gospodarzom. Wtórował mu Aaron Cel, dziurawiąc kosz rywala. Skrzydłowy Stelmetu czuł, że ma, jednym słowem, dzień – każdy kontakt z piłką kończył się rzutem z dystansu – zwykle celnym. Po trójce kapitana Stelmetu Łukasza Koszarka było już 42:32 dla gospodarzy! A wszystko w zaledwie 3 minuty… Niesamowite minuty rozgrywał Cel, trafiając trzykrotnie za trzy punkty. Jego koncertowa gra pozwalała na utrzymanie pewnej, 11-punktowej przewagi. Turów nie zamierzał jednak odpuścić, ciągle atakując i walcząc. Po kontrze PGE Turowa prowadzenie Stelmetu osłabiło się – z 11 „oczek” spadło na jedynie 4. Całe szczęście ostatnie dwie minuty należały do gospodarzy, dzięki czemu po trzeciej kwarcie wynik wynosił 52:43.
Czwarta kwarta na stojąco – tym hasłem kibice Stelmetu rozpoczęli ostatnią część meczu. Na parkiecie było równie gorąco, co na trybunach. Kwartę od bloku rozpoczęli gospodarze – solidną „czapę” po koszem otrzymał Olek Czyż. Po drugiej stronie kosza popisywali się Amerykanie z Winnego Grodu – Troutman przymierzył za trzy po precyzyjnej asyście Hosley’a. O wielkiej fecie w hali CRS świadczyć może m.in. pobity rekord głośności przez fanów zielonogórskiego klubu. Gospodarze zachwycali ilością celnych trójek – to głównie dzięki temu elementowi udawało się utrzymać prowadzenie, oscylujące wokół 10 punktów. Przy stanie 57:47 i kolejnej stracie Damiana Kuliga trener Rajković poprosił o przerwę – Turów od kilku minut wyraźnie przegrywał. Na nic jednak zdawały się próby reakcji ze strony zgorzeleckiego sztabu. Co więcej – Stelmet powiększał prowadzenie. Kolejna w meczu trójka Łukasza Koszarka na stan 62:47 po raz kolejny zmusiła Turów do przerwy. Nie było już jednak szans dla gości na zwycięstwo. Po niesamowitej drugiej połowie Stelmet wygrał 67:53 i do Zgorzelca zielonogórzanie udadzą się z wynikiem 2:2 w serii.
Stelmet Zielona Góra – PGE Turów Zgorzelec 67:53 (15:11, 15:20, 22:12, 15:9)
Stelmet: Cel 15, Koszarek 12, Troutman 9, Robinson 9, Chanas 8, Hosley 7, Hrycaniuk 4, Zamojski 3, Zywert 0, Lalić 0.
PGE Turów: Collins 11, Chyliński 9, Wright 8, Taylor 8, Kulig 8, Czyż 4, Jaramaz 3, Dylewicz 2, Moldoveanu 0, Natiażko 0.
Stan rywalizacji: 2:2