Takie emocje tylko w hali CRS! Stelmet od początku spotkania pokazał, że we własnej hali jest jeszcze silniejszy i dzięki świetnej grze przez większość spotkania pokonał Turów 80:77!
Finały zgromadziły na trybuny wielu kibiców, hala wypełniła się po brzegi. Od pierwszych chwil słychać było doping, który miał ponieść Stelmet do pierwszego zwycięstwa. Kiedy w końcu rozpoczęło się wyczekiwane starcie, pierwsze akcje należały do Turowa. Na punkty gospodarzy musieliśmy czekać ponad dwie minuty. Na dystansie nie pomylił się Quinton Hosley, który dzięki dwóm akcjom wyrównał wynik. Przez chwilę wydawało się, że Stelmet jest w stanie prowadzić wyrównaną walkę, niestety po paru minutach zgorzelczanie rozkręcili się. Najpierw, na prowadzenie wyprowadził ich Damian Kulig, a następnie przewagę podwyższyli inni gracze, dzięki rzutom trzypunktowym. Po trzeciej „trójce” z rzędu, zielonogórzanie mieli już 10 punktów straty, a o czas poprosił Saso Filipovski. Po krótkiej przerwie sytuacja diametralnie się odmieniła. Gospodarze zabrali się do roboty. Poprawili nieco grę defensywną, a także zaczęli punktować pod koszem. Ostatecznie doprowadzili do wyniku 19:20, który zakończył pierwszą kwartę.
Druga partia spotkania ponownie nie rozpoczęła się po naszej myśli. Pierwsze punkty w meczu zdobył Mardy Collins, a po chwili kolejne punkty dorzucił Kulig. Długo nie musieliśmy czekać na odpowiedź Stelmetu. Russell Robinson dwukrotnie nie pomylił się na obwodzie i przewaga Turowa zmalała do dwóch „oczek”. W końcu, w połowie kwarty rozpoczęła się zacięta i wyrównana walka. Gorąco było nie tylko na parkiecie, ale także na trybunach. Dodatkowo atmosferę zaostrzyło starcie Robinsona z Chrisem Wrightem, za które dwójka graczy została ukarana przewinieniem technicznym. U gości obudził się Kyryło Natiażko, który robił pod tablicami, co tylko chciał. Na szczęście w Stelmecie każdy z graczy na boisku dorzucał pojedyncze punkty, a w efekcie pierwsza polowa zakończyła się wynikiem 42:42.
Po przerwie zawodnicy obu ekip wyszli na parkiet jeszcze bardziej zmotywowani. Choć pierwsze minuty wydawały się dość chaotyczne, od razu można było zauważyć, poprawę obrony gości. Dopiero po dwóch minutach, piłka po raz pierwszy wpadła do kosza. Po punktach Aarona Cel, szybko odpowiedział Damian Kulig. Potem każda akcja wyglądała podobnie. Gdy Stelmet zdobywał punkty, Turów nie pozwalał odskoczyć i szybko odpowiadał celnym rzutem. Quinton Hosley, najjaśniejszy punkt gospodarzy, w trzeciej kwarcie odgrywał istotną rolę. Walka trwała w najlepsze, a Turów popełniał coraz więcej błędów. Wykorzystał to Stelmet, który po „trójce” Chevona Troutmana, prowadził czterema punktami. Prowadzenie na koniec kwarty mogłoby być jeszcze większe, gdyby nie strata piłki Łukasza Koszarka, po łatwe punkty z kontry zdobył Collins. Ostatecznie, na 10 minut przed końcem spotkania, zielonogórzanie prowadzili 59:56. Zapowiadało się istne piekło.
Ostatnia część meczu rozpoczęła się od powiększenia prowadzenia przez Stelmet. U gości, kolejną „trójkę” dorzucił Damian Kulig, który był dziś nie do zatrzymania. Jednak dalej długo musieliśmy czekać na punkty Turowa. Niestety, w Stelmecie, kapitan zanotował czwarte przewinienie i opuścił parkiet. DO naszej gry wdarło się trochę chaosu, na szczęście chwilowy przestój nie kosztował nas straty prowadzenia, gdyż Turów nie był w stanie powrócić do swojej skuteczności z początku spotkania. Przewaga gospodarzy powoli rosła, a celny rzut zza linii 6,75m Robinsona doprowadził do najwyższego prowadzenia- 10 punktów. O czas poprosił Miodrag Rajković, po którym błyskawicznie trzy „oczka” zdobył Nemanja Jaramaz. Po chwili Serb zanotował akcję 2+1 i wynik znowu był na styku. Po zawodnikach obu ekip widać było zmęczenie, przez co podupadła skuteczność. Czas upływał, a drużyna gospodarzy cały czas pozostawała na kilkupunktowym prowadzeniu. Emocji nie brakowało jednak do samego końca. O ostatecznym wyniku miały zadecydować rzuty osobiste. Na szczęście, mecz ułożył się po naszej myśli, a w ostatniej sekundzie, nie zdołał wyrównać wyniku Mardy Collins. Stelmet wygrywa 80:77 i zaczyna odrabiać straty!
Za dzisiejszy mecz trzeba pochwalić każdego z graczy. Dziś, nie jeden zawodnik, a cały kolektyw, walczył od początku do końca spotkania. Właśnie to pozwoliło na prowadzenie zaciętej i wyrównanej walki z silnym Turowem. Dziś ekipa Saso FIlipovskiego zagrała naprawdę dobre spotkanie. Tym samym powróciła do walki o mistrzostwo i już w czwartek postara się o wyrównanie stanu rywalizacji.
Stelmet Zielona Góra – PGE Turów Zgorzelec 80:77 (19:20, 23:22, 17:14, 21:21)
Stelmet: Russell Robinson 16, Quinton Hosley 16, Przemysław Zamojski 14, Adam Hrycaniuk 10, Chevon Troutman 10, Aaron Cel 9, Łukasz Koszarek 3, Kamil Chanas 2, Jure Lalić 0.
Turów: Damian Kulig 22, Nemanja Jaramaz 19, Tony Taylor 9, Michał Chyliński 9, Kyryło Natiażko 5, Mardy Collins 4, Vlad-Sorin Moldoveanu 3, Filip Dylewicz 2, Aleksander Czyż 2, Chris Wright 2.