Po emocjonującej i zaciętej walce z Asseco Gdynią i Rosą Radom czas na najtrudniejszą serię w tym sezonie. Już jutro Stelmet podejmie walkę w wielkim finale Tauron Basket Ligi, a rywalem będzie nikt inny jak piekielnie silny PGE Turów Zgorzelec.
Na finały czekamy od początku sezonu. Cały klub, z Januszem Jasińskim na czele, podkreślał, że w tym roku czas powrócić na szczyt ligi i odzyskać mistrzostwo. Początek sezonu nie zwiastował jednak niczego dobrego. Stelmet rozpoczął walkę w Tauron Basket Lidze przeciętnie, zaliczając lepsze i słabsze mecze, jednak postawa zielonogórzan nie wyglądała wybitnie dobrze. Także tegoroczne występy na arenie międzynarodowej wypadły zdecydowanie poniżej oczekiwań włodarzy klubu, kibiców, a także samych zawodników. Zmiana nastąpiła dopiero, gdy na stanowisku trenera pojawił się Saso Filipovski. Trzeba przyznać, że sprowadzenie Słoweńca w miejsce Andrzeja Adamka było strzałem w dziesiątkę.
Potem było już tylko lepiej. Podopieczni Filipovskiego w końcu zaczęli agresywnie bronić, a atak wydawał się być bardziej poukładany. Stelmet piął się w górę tabeli, aż zasiadł na fotelu lidera. Oczywiście nie obyło się bez wpadek, co ostatecznie doprowadziło do drugiej pozycji na koniec rundy zasadniczej. Prawdziwa walka rozpoczęła się w play-offach. Na początek. cztery spotkania z Asseco Gdynią, a następnie trzy pojedynki z Rosą Radom. Te spotkania pokazały, że zielonogórzanie potrafią się zmobilizować i zagrać na najwyższych obrotach, choć teraz będzie potrzeba jeszcze więcej energii.
Drugi finalista, PGE Turów Zgorzelec, od początku był przedstawiany jako faworyt ligi. Aktualni mistrzowie Polski od początku sezonu pokazywali twardą i szybką grę, czego efektem było wiele jednostronnych spotkań i dominacja nad wieloma zespołami. Gracze Miodraga Rajkovicia udowodnili, że są w stanie powtórzyć sukces sprzed roku i z pewnością przysporzą Stelmetowi sporo problemów.
Emocji i walki z pewnością nie zabraknie (fot. Aleksandra Krystians)
Bilans tegorocznych spotkań obu drużyn to 1:1, gdzie gospodarze zwyciężali na swoim parkiecie. W finale Turów będzie miał przewagę swojego boiska, gdzie odbędą się dwa pierwsze pojedynki. W meczu numer jeden zagra jednak osłabiony. Nie będzie mógł wystąpić Mardy Collins, który już drugi raz w tym sezonie został ukarany zawieszeniem przez Polską Ligę Koszykówki za uderzenie w twarz gracza Energi Czarnych Słupsk. Amerykanin jest jednym z podstawowych graczy w Zgorzelcu i jego nieobecność na parkiecie może nieco ułatwić sprawę zielonogórzanom, jednak trzeba pamiętać o tym, że w Turowie znajdziemy wielu utalentowanych graczy, którzy z pewnością godnie zastąpią Collinsa.
W ekipie Miodraga Rajkovicia ciężko wskazać liderów. Serb ma do dyspozycji wielu zawodników, z których każdy może pociągnąć zespół do zwycięstwa. Tym bardziej, defensywa Stelmetu musi być na najwyższym poziomie. Turów to zespół, który wykorzysta każdy najmniejszy błąd, a jednym z ich atutów jest gra w kontrze, która jest bardzo trudna do zatrzymania. O tym, jakie są silne punkty zgorzelczan można by się rozpływać godzinami.
A co słychać w Stelmecie? Zielonogórzanie jadą do Zgorzelca bojowo nastawieni. Wszyscy zgodnie twierdzą, że choć nie są faworytami tej serii, postarają się o jak najlepsze widowisko, grę na najwyższym poziomie i upragnione zwycięstwo. Bardzo ważną rolę z pewnością odegra Quinton Hosley, który ma szansę na powtórzenie sukcesu sprzed dwóch lat nie tylko drużynowego, ale także indywidualnego. Pierwsze skrzypce z pewnością będzie odgrywał też Łukasz Koszarek. Kapitan pokazał nie raz, że jest w stanie nie tylko kierować grą swojego zespołu, ale także wziąć na swoje barki zadanie zdobywania punktów. Potrzebna będzie też dobra gra Aarona Cela, który na ten moment wydaje się być najsilniejszym zielonogórskim graczem w trumnie. Nie można jednak pominąć takich graczy jak Przemysław Zamojski, Russell Robinson czy Adam Hrycaniuk, bez których pomocy, nie ma szans na jakikolwiek pozytywny wynik. Podsumowując, Stelmet musi zagrać na maksimum swoich możliwości, a każdy z graczy musi dorzucić parę groszy od siebie, aby myśleć o sukcesie. Tylko, jeśli cały kolektyw Saso Filipovskiego zaprezentuje koszykówkę na najwyższym poziomie, będziemy mogli myśleć o odzyskaniu upragnionego mistrzostwa.
Co ciekawe, to trzeci rok z rzędu, kiedy w finale spotykają się drużyny z Zielonej Góry i Zgorzelca. Dwa lata temu triumfował Stelmet, a przed rokiem Turów. Kto tym razem sięgnie po tytuł mistrza kraju? Przekonamy się już w najbliższych tygodniach, a już jutro czas na pierwsze starcie. Początek meczu numer jeden o godzinie 17.45.