Wielkim zwycięstwem Stelmetu zakończył się pierwszy półfinał pary zielonogórsko-radomskiej. Gospodarze zwyciężyli 79:64 w pięknym stylu!
Do Hali Centrum Rekreacyjno-Sportowego na półfinałowe spotkanie zawitało wielu ciekawych i niecodziennych gości – pojawili się m.in. zawodnicy Energi Czarnych Słupsk czy gracz Asseco Gdynia – Filip Matczak.
Pierwsze posiadanie przypadło zielonogórzanom, a wynik otworzył Aaron Cel – schemat bardzo podobny do tego, co widzieliśmy w poprzednich meczach play-offów. Chwilę później przechwyt Quintona Hosley’a wykończył Cel, a gdy Łukasz Koszarek dosłownie kilkanaście sekund później dołożył trójkę, zrobiło się 7:0 w ciągu półtorej minuty. Istny koncert na miarę finałów rozgrywał Cel, dorzucając kolejne punkty. Rosę w końcu odczarował Mike Taylor, choć to Stelmet zdecydowanie dominował. Gospodarze fenomenalnie zbierali spod kosza rywala, a do tego sprytnie wymuszali faule przeciwników. Rosa jednak nie zamierała się poddawać – kolejne celne rzuty Taylora sprawiły, iż było tylko 9:8. Do zdobywania punktów włączył się również Robert Witka, przymierzając zza łuku i półdystansu. Całe szczęście koncentracja i skupienie podopiecznych Saso Filipovskiego była na tyle silna, iż przewaga nadal pozostawała po stronie zielonogórzan.Po indywidualnej akcji Russella Robinsona było już 19:10 dla Stelmetu. Coach Filipovski czuwał – gdy dwie szybkie akcje Rosy zakończyły się punktami i wynikiem 19:14, Słoweniec poprosił o timeout. Po przerwie szybko pobudził się Quinton Hosley, pewnie pakując piłkę do kosza radomian. Efektem wielkiej pracy Stelmetu w pierwszych dziesięciu minutach był wynik – 21:16. Zwiastowało to naprawdę dobre spotkanie.
Przez pierwsze minuty drugiej części spotkania oba zespoły nie mogły się wstrzelić. Wynikało to ze zdecydowanie silniejszej obrony dwóch stron. Nie obyło się bez błędów. Mimo to Stelmet utrzymywał prowadzenie. Gdy Kamil Chanas z czystej pozycji trafił za trzy, było aż 30:19. Na to trener radomian Wojciech Kamiński nie mógł nie zareagować – szybka decyzja i przerwa na żądanie. W iście mistrzowskim stylu pogrywał Hosley – dobijał, zbierał, rzucał. Forma na play-offy w pełni. Po akcji Przemysława Zamojskiego i jego trójce było rekordowe 38:26. Rosa miała wyraźnie problemy w zatrzymaniu liderów Stelmetu. Ci z kolei nie mieli trudności z wyłączeniem z gry motorów napędowych radomskiego zespołu. Gdy Rosa po raz kolejny zgubiła piłkę w ataku, a kontrę wsadem zakończył Zamojski, sztab szkoleniowy z Radomia musiał reagować. „Kamyk” błyskawicznie wziął czas. Przewaga Stelmetu rosła – 43:27. Ta przerwa zmotywowała graczy z Mazowsza – po kilku udanych akcjach i zmniejszeniu strat na 34:46, Filipovski nie wahał się zareagować i poprosił o timeout. Radomianom udało się zmniejszyć stratę o jeszcze dwa punkty i przez to po dwóch kwartach tablica wyników wskazywała rezultat 46:36 dla Stelmetu.
Na parkiecie było momentami gorąco
Po przerwie oba zespoły weszły z wielką energią do gry. Większy ciężar gry przeszedł pod kosz, gdzie walki toczyli grace wysocy. Pojawiły się również większe nerwy – przewinienie techniczne otrzymał Koszarek. Z kolei gracze Rosy popełniali proste straty. Po kontrze Stelmetu i przy wyniku 57:41 o przerwę poprosił trener Kamiński. Nie ma co ukrywać, że uspokoiło to sytuację – obie strony wchodziły na znaczniej bardziej agresywny poziom gry, niekoniecznie zdrowy jeśli chodzi o kwestie sportowe. Po chwili sytuacja się uspokoiła, a Stelmet utrzymywał przewagę. Nie można było jednak powiedzieć, że było to pewne prowadzenie – Rosa w każdej chwili mogła podejść rywala. Prawdziwy spokój wprowadził dopiero Robinson, trafiając trójkę na 69:51. W kolejnych akcjach, gdy radomianie popełniali błąd za błędem, trener Kamiński znów musiał sięgnąć po przerwę. Ostatecznie przed ostatnią kwartą Stelmet prowadził 69:52.
Od samego początku ostatnich 10 minut Rosa przeszła do kontrofensywy. Punktowali Michał Sokołowski i Daniel Szymkiewicz. Po rzucie wolnym Sokołowskiego było 71:57 dla Stelmetu. Punktów widzieliśmy niewiele, lecz bynajmniej nie należała do nudnych. Była to tak naprawdę kwarta pod znakiem walki nerwów obu stron. Punktem kulminacyjnym był obustronny faul Sokołowskiego i Jure Lalicia, na skutek którego obaj zostali zmuszeni do zejścia z parkietu. Wygwizdany przez trybuny „Sokół” był jednocześnie oznaką coraz to większej bezradności Rosy. Stelmet kroczył pewnie po zwycięstwo w pierwszym meczu serii. Przypieczętowaniem tryumfu było wejście „zielonogórskiej młodzieży” – Marka Zywerta, Patryka Pełki i Macieja Kucharka.
Mecz zakończył się wynikiem 79:64. Klasą samą w sobie okazał się być Hosley – 19 punktów, 9 zbiórek i 4 asysty.
Stelmet Zielona Góra – Rosa Radom 79:64 (21:16, 25:20, 23:16, 10:12)
Stelmet: Hosley 19, Cel 17, Koszarek 10, Zamojski 8, Robinson 7, Hrycaniuk 4, Chanas 3, Troutman 3, Chanas 3, Kucharek 1, Pełka 0, Zywert 0.
Rosa: Jeszke 11, Witka 9, Sokołowski 9, Taylor 9, Majewski 7, Turek 7, Gibson 6, Szymkiewicz 4, Zalewski 2, Adams 0, Mirković 0.
Stan rywalizacji: 1-0 dla Stelmetu