W meczu 17. kolejki Tauron Basket Ligi zielonogórski Stelmet bez problemów pokonał na wyjeździe MKS Dąbrowę Górniczą 76:63. Dzięki tryumfowi Stelmet wskoczył na pierwsze miejsce w tabeli.
W meczowej dwunastce jeszcze przed spotkaniem można było zobaczyć nową-starą twarz – sztab zielonogórskiej drużyny zdecydował się bowiem przyłączyć do głównego zespołu znanego z występów w II lidze Rafała Rajewicza.
Pierwsze posiadanie piłki przypadło zielonogórzanom, a po chwili pierwsze punkty zdobył z pomalowanego Aaron Cel. Szybko jednak odpowiedzieli gospodarze – celnie zagranie wykończył Miles McKay. Praktycznie od pierwszej minuty obie drużyny wymieniały się skutecznymi akcjami, przez co żaden z zespołów nie wychodził na znaczące prowadzenie. Ciężar zdobywania punktów po raz kolejny w ostatnich tygodniach wziął na siebie Cel, raz po raz rzucający spod kosza lub z półdystansu. Mimo to gospodarze nie odpuszczali i ciągle trzymali się blisko wicemistrzów Polski. Na parkiecie, mimo niedawno odniesionej kontuzji, pojawił się Chevon Troutman. Pierwsza kwarta, bardzo wyrównana, zakończyła się minimalnym prowadzeniem MKS-u 20:19, ku wielkiemu niepocieszeniu i niezadowoleniu Saso Filipovskiego. Zielonogórzanie grali słabo, bez polotu, dając średniakowi z Dąbrowy Górniczej możliwości do łatwego zdobywania punktów.
Po krótkiej przerwie dobrze rozpoczęli zawodnicy z Winnego Grodu – szybka „trójka” Quintona Hosley’a wyprowadziła gości na 22:20. Dobre minuty Kamila Chanasa pozwoliły na osiągnięcie ośmiopunktowej przewagi. Dąbrowianie szybko odrabiali straty, lecz różnica ciągle wynosiła między dwa a cztery „oczka”. Większa intensywność podopiecznych Filipovskiego w drugiej części kwarty wyprowadziły Stelmet na stabilne prowadzenie ponad siedmioma punktami, które utrzymywało się aż do końca tej części meczu. Ostateczny wynik po 20 minutach – 41:30. Mecz spokojny, pod pełną kontrolą. Krótko mówiąc – dobry prognostyk na drugą połowę, chociaż styl pozostawiał wiele do życzenia.
Powracający po kontuzji Chevon Troutman zdobył najwięcej punktów dla Stelmetu
(fot. Aleksandra Krystians)
Powrót do spotkania w trzeciej kwarcie stał pod znakiem rzutów trzypunktowych. Obie strony odpowiadały na celne „trójki” przeciwnika taką samą bronią. W konsekwencji wynik nadal był korzystny dla zielonogórzan – 47:38 po czterech minutach gry. Na nic zdał się czas wzięty przez trenera Wojciecha Wieczorka. Stelmet znów odskoczył i było aż 52:38. Każdy element gry był całkowicie zdominowany przez wicemistrzów Polski. Przewaga rosła – na koniec trzeciej części spotkania było 59:45 dla zielonogórzan i mało kto wierzył z jakieś zmiany.
Drużyna z Dąbrowy stawiała coraz słabszy opór. Gracze z Winnego Grodu coraz częściej rzucali z wolnych, czystych pozycji, zdobywając w ten sposób kolejne punkty. Na sześć minut do końca było 68:47 dla Stelmetu, a na 180 sekund przed końcem – 70:53. Na boisku znajdowali się głównie gracze młodzi – sporo minut dostał Maciej Kucharek, a dla siebie znaleźli również coś Marek Zywert czy Patryk Pełka. Niestety, niefrasobliwość, jaka wdała się w szeregi Stelmetu pozwoliła dąbrowianom na kilka łatwych punktów i przy stanie 72:57 trener Filipovski wziął timeout. Ten jednak nic już nie zmienił – Stelmet miał już zwycięstwo w kieszeni.
Ostateczny wynik – 76:63 dla gości – dobrze oddaje realia całego spotkania. Po nieco szemranym początku, gracze zielonogórscy rozkręcili się i pewnie zwyciężyli ze śląską drużyną. To dziesiąta z rzędu wygrana zespołu Filipovskiego.
MKS Dąbrowa Górnicza – Stelmet Zielona Góra 63:76 (20:19, 10:22, 15:18, 18:17)
MKS: Pepper 17, McKay 17, Brown 9, Szymański 5, Weaver 4, Dziemba 3, Zmarlak 3, Załucki 3, Małecki 2, Koelner 0, Metelski 0, Piechowicz 0
Stelmet: Troutman 12, Zamojski 11, Cel 11, Koszarek 11, Hrycaniuk 9, Chanas 9, Hosley 7, Robinson 4, M. Zywert 2, Pełka 0, Kucharek 0