Zielonogórzanom udało się wyrwać zwycięstwo we włocławskiej Hali Mistrzów tamtejszemu Anwilowi. Walka o dwa punkty toczyła się do ostatnich sekund, jednak to goście z Zielonej Góry ostatecznie tryumfowali 77:74.
Pierwsze punkty w meczu zdobywali gospodarze – najpierw skutecznie atak wykończył Konrad Wysocki, a chwilę później celnie w kontrze przymierzył Chase Simon. Zielonogórzanie byli wypychani spod kosza i świetnie kryci na dystansie, przez co nie mogli oni wypracować sobie czystej, wolnej pozycji rzutowej. Mnożyły się błędy, co skutkowało brakiem punktów przez ponad 3 minuty. Przy punktach Andrei Crosariola z kompletnie niepilnowanej pozycji i stanie 8:0 dla Rottweilerów trener Stelmetu Saso Filipovski nie wytrzymał i poprosił o pierwszy w spotkaniu timeout. Reakcja zawodników okazała się błyskawiczna – w pierwszej akcji po przerwie Adam Hrycaniuk łatwo ograł Crosariola i zdobił punkty z pomalowanego, a następnie pierwsze „oczka” dołożył Quinton Hosley. Zejście z parkietu włoskiego centra Anwilu zdawało się pomagać Stelmetowi, jednak gospodarze nie zamierzali zmniejszać swojego prowadzenia – po prawie 5 minutach rezultat wynosił 14:6. Obie strony w pierwszej kwarcie popełniały sporo niepotrzebnych błędów – nieprzemyślane faule, straty, niecelne podania. Mimo tego lepiej zdawali się prezentować włocławianie, odpowiadający na każde zbliżenie się wicemistrzów Polski do wyniku swoimi własnymi, skutecznymi akcjami. Kilkadziesiąt sekund przed końcem inauguracyjnej części meczu za trzy przymierzył Greg Surmacz, dając Anwilowi najwyższe, 9-punktowe prowadzenie. W kolejnej akcji Surmacz znów trafi „trójkę” i ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 27:17 dla włocławskiego teamu. Stelmet był nieudolny w ataku, jak i obronie – szczególnie ten drugi element szwankował, co procentowało bezproblemowym zdobywaniem kolejnych punktów przez Anwil.
Po krótkiej przerwie obraz gry gości z Winnego Grodu nie uległ znacznej zmianie. Punkty początkowo zdobywano tylko po przeforsowanym akcjach indywidualnych – jakiegokolwiek grania zespołowego były skutecznie niwelowane przez podopiecznych Predraga Krunicia. Dalej brakowało celnych rzutów – zielonogórzanie mylili się zarówno z dystansu, jak i spod obręczy. Sytuacja poprawiła się po ożywieniu gry przez dwójkę Hrycaniuk-Hosley – obaj gracze śmiało i energicznie bronili, a następnie konsekwentnie wygrywali walkę w ataku. Przy stanie 31:26 dla Anwilu Predrag Krunić poprosił o czas, widząc, iż goście zaczęli się rozgrywać. Po przerwie Stelmet nadal jednak powoli, małymi krokami, odrabiał straty. Po rzucie zza łuku Łukasza Koszarka było już tylko 34:31. Niestety, kilkanaście sekund później Hosley otrzymał „technika”, co pozwoliło Anwilowi na zdobycie szybko trzech punktów – a dodać trzeba, że wcześniej celnie przymierzył Surmacz, mający już 12 punktów na koncie. Rottweilery znów prowadziły ośmioma „oczkami” i nadrabiać stratę trzeba było na nowo. Bardzo niebezpiecznie zrobiło się po czwartej już „trójce” Surmacza, dającej Anwilowi prowadzenie 12-stoma punktami, jednak czujność Hosley’a i jego równie skuteczna odpowiedź zza lini 6,75 m pozwoliła drużynie z Lubuskiego dalej nadrabiać straty. Na różnicy aż dziesięciu punktów skończyła się jednak pierwsza połowa – 46:36. W Stelmecie tylko dwóch zawodników (Hrycaniuk i Hosley) pokazywało jakiekolwiek zainteresowanie zwycięstwem – reszta wyglądała jakby była zupełnie nieobecna we Włocławku. Do poprawy było sporo, a Anwil prezentował się cały czas świetnie, trafiając na skuteczności 57,6% z gry (Stelmet tylko 38%). Zielonogórzanie zanotowali jedynie trzy(!) asysty przy 13 Anwilu oraz jedynie 13 zbiórek przy 21 Rottweilerów, z czego aż 16 zebrano na atakowanej tablicy. Potrzebne były szybkie zmiany, bo było coraz to gorzej.
Druga połowa została otwarta celnym lay-upem Deonty Vaughna, jednak szybko skontrował Aaron Cel i mieliśmy stan 48:39. Niestety, Anwil nadal był świetnie dysponowany i powiększał przewagę – po punktach Seida Hajricia było już 52:39. Od tego momentu rozpoczął się koncert nieskuteczności obu ekip, przeplatany faulami, stratami i wszelkimi błędami. Lepszy fragment gry zielonogórzan zapoczątkował Koszarek – po chwili wtórowali mu Steve Burtt, Adam Hrycaniuk i Przemysław Zamojski – po indywidualnym wejściu pod kosz tego ostatniego było już tylko 52:46 dla Anwilu. Mniej więcej na takim poziomie gospodarze ciągle utrzymywali swoja przewagę. Przy stanie 59:52 Saso Filipovski poprosił o przerwę techniczną, która dobrze podziałała na drużynę – Koszarek od razu przymierzył za trzy punkty i trafił, zmniejszając dystans do pięciu „oczek”. Takim też wynikiem zakończyła się kwarta trzecia, wygrana przez Stelmet 19:13.
Ostatnia część spotkania ponownie została otwarta przez Vaughna- tym razem Amerykanin trafił za trzy i ponownie dał Anwilowi przewagę siedmiu „oczek”. To zapoczątkowało grę kosz za kosz, trwającą niemal przez 2 minuty. Obronną ręką poczęli wychodzić z tej gry wicemistrzowie Polski, stopniowo minimalizując straty. Na niecałe pięć minut do końca spotkania rzut Hosley’a doprowadził do tylko jednopunktowej straty gości. „Trójka” Zamojskiego dała (w końcu!) prowadzenie Stelmetowi 70:68, jednak już po chwili gospodarze wyrównali. Kolejna „trójka”, tym razem Aarona Cela, powiększyła prowadzenie zawodników z Winnego Grodu do trzech „oczek”. Od tego momentu to podopieczni Filipovskiego musieli bronić się przed walecznym Anwilem, który co chwilę albo całkowicie odrabiał straty, albo zbliżał się na tylko jeden punkt. Momentem, który przypieczętował zwycięstwo zielonogórzan, był faul na Deoncie Vaughnie, do którego doszło jeszcze przed akcją rzutową. Niewykorzystanie akcji w ataku po tym faulu, a następnie zbiórka piłki w obronie przez Hosley’a przy kilkunastu sekundach na zegarze oznaczało tylko jedno – wygraną.
Zwycięstwo z Anwilem było – co tu dużo mówić – mało przekonujące. Beznadziejna pierwsza połowa nie zwiastowała niczego dobrego. Tak naprawdę impuls do realnie dobrej gry drużyna dostała w połowie trzeciej kwarty. Od tego momentu Stelmet stopniowo spisywał się coraz lepiej, choć i tak nie jest to poziom, którego oczekuje się w Zielonej Górze. Ważne jednak, że zielonogórzanie w końcu kończą mecz zwycięsko. To wbrew pozorom bardzo ważna wygrana!
Anwil Włocławek -Stelmet Zielona Góra 74:77 (27:17, 19:19, 13:19, 15:22)
Anwil: Vaughn 20, Surmacz 19, Simon 14, Wysocki 10, Hajrić 5, Witliński 2, Crosariol 2, Eitutavicius 2, Jankowski 0
Stelmet: Hosley 15, Zamojski 15, Cel 12, Hrycaniuk 12, Koszarek 8, Burtt 7, Troutman 4, Johnson 2, Chanas 2, Kucharek 0,