Nie udał się wyjazdowy mecz do Wrocławia graczom zielonogórskiego Stelmetu. Po bardzo emocjonującym pojedynku podopieczni Andrzeja Adamka polegli w Hali Orbita ze Śląskiem Wrocław 68:69. Liderem zielonogórzan okazał się Steve Burtt (22 pkt). W barwach WKS-u błyszczeli Roderick Trice (17pkt) oraz Denis Ikovlev (14 pkt).
Wynik niedzielnego spotkania otworzył doskonale znany w Zielonej Górze Jakub Dłoniak, zdobywając dwa punkty po udanym rajdzie na kosz. Dobrze odpowiadali jednak zielonogórzanie, a konkretnie Przemysław Zamojski, Daniel Johnson oraz Łukasz Koszarek. Wrocławianie stawiali twarde warunki, co chwilę odgryzając się celnymi rzutami. Po skutecznej „trójce” Denisa Ikovleva Śląsk prowadził 10:8. Ten rzut dodał nieco sił gospodarzom, którzy po chwili wyszli na 15:10. Całe szczęście dla trenera Andrzeja Adamka dobra zmiana Steve Burtta i jego celny rzut zza łuku doprowadziły do remisu 17:17. Mimo tego, pierwsza kwarta zakończyła się minimalnym prowadzeniem WKS-u 21:19, po świetnej akcji indywidualnej Rodericka Trice’a. Stelmet miał duże problemy ze skutecznością z gry, która po dziesięciu minutach nie wyniosła nawet 30 %. Śląsk również nie imponował w tym elemencie, głównie dzięki agresywnej i efektywnej obronie przyjezdnych z Zielonej Góry.
Drugą część meczu z przytupem otworzył „trójką” Trice, powiększając prowadzenie wrocławian – 24:19. Radość zawodników Emila Rajkovicia nie trwała jednak długo, gdyż po udanej kontrze i punktach Chevona Troutmana znów mieliśmy remis – tym razem po 24. Otuchy Stelmetowi dodawali kibice z Winnego Grodu, tłumnie zasiadający na trybunach Hali Orbita i głośno dopingujący swoich ulubieńców. Żaden z zespołów nie był w stanie wypracować sobie dużej przewagi. Efektem tego była ciągła gra kosz za kosz, punkt za punkt. Impulsem dla Stelmetu były proste błędy Śląska w postaci fauli i przewinień technicznych. Celne rzuty osobiste Troutmana oraz przechwyt Koszarka z kontrą zakończoną wsadem Quintona Hosley’a dały zielonogórzanom prowadzenie 37:30. Siedmiopunktowa przewaga utrzymała się do końca pierwszej połowy. Stan rywalizacji – 39:32 dla Stelmetu. Liderem – co pewnie wielu nie zaskakiwało – był Steve Burtt, zdobywca 12-stu „oczek”. Dobrze zbierali natomiast Troutman, Hosley oraz Adam Hrycaniuk – odpowiednio po 4 i 5 zebranych z tablic piłek. W drużynie Śląska po 7 punktów zdobyli do przerwy Ikovlev i Trice.
Steve Burtt ponownie rzucił najwięcej punktów dla Stelmetu
(fot. Aleksandra Krystians)
Trzecią kwartę otworzył Hrycaniuk, kończąc akcję punktami po świetnej asyście Hosley’a. Początek zdecydowanie lepiej rozpoczęli tym samym przyjezdni, nie mając problemów ze zdobywaniem kolejnych punktów. Rzut z półdystansu Hosley’a wyprowadził Stelmet na najwyższe dotychczas, 13-punktowe prowadzenie – 47:34. Drużynę z Dolnego Śląska próbował ratować Trice, lecz tylko on w pierwszej połowie trzeciej kwarty punktował. Energii gospodarzom miały dać kolejne zmiany, ale i to nie pomagało zatrzymać rozpędzoną machinę z Zielonej Góry. Szybki, czwarty już w meczu faul złapał Robert Tomaszek, co jeszcze mocniej ostudziło wrocławian. Wśród ich szeregów mnożyły się straty. Złą passę próbował powstrzymać celnym rzutem z dystansu Ikovlev, jednak błyskawicznie skontrował Burtt i było 54:44. Niestety, po tej akcji coś się zacięło – straty zaczęli popełniać zielonogórzanie. Nagle, po „trójce” byłego gracza Stelmetu Mantasa Cesnauskisa gracze trenera Adamka prowadzili już tylko 54:50. Sytuację miał uspokoić timeout wzięty przez szkoleniowca Stelmetu. I to pomogło. Szybko punkty zdobył Hosley, a potem – po pięknej akcji drużynowej i asyście Koszarka – ten sam zawodnik wykończył atak dunkiem, ustanawiając wynik na 58:50. Ostatnią akcję zepsuł Cesnauskis, co pozwoliło jeszcze na szybki, skuteczny atak Stelmetu. Wynik po trzech kwartach – 60:52 dla zielonogórzan.
Wrocławianie, by nadal myśleć realnie o zwycięstwie we własnej hali, musieli rozpocząć odrabianie strat. W ostatnich 10 minutach zainicjował to Dłoniak, rzucając celnie za trzy. Po nieskutecznych akcjach ofensywnych gości kolejne punkty zdobywali gracze Śląska. „Trójka” Ikovleva oraz punkty z kontry Dłoniaka doprowadziły do remisu po 60 i przerwy technicznej na żądanie sztabu trenerskiego z Winnego Grodu. Po tej przerwie oba zespoły prezentowały jednak grę pełną niecelnych rzutów, fauli oraz strat. Dopiero z linii rzutów wolnych niemoc przełamał Ikovlev, trafiając jeden rzut osobisty i wyprowadzając WKS na 61:60. Całe szczęście dla zielonogórzan, szybko odpowiedział Steve Burtt rzutem z półdystansu. Zapał wrocławskiego teamu lekko powstrzymał Chevon Troutman, którego 2+1 dało Stelmetowi prowadzenie 65:61. Nie na długo – Śląsk naciskał, ciągle walcząc o triumf. Po rzutach osobistych Trice’a WKS tracił jedynie jedno „oczko” – 66:65. Na półtorej minuty do końca Stelmet miał trzypunktową przewagę. Fatalny błąd Adama Hrycaniuka wykorzystali wrocławianie, najpierw zdobywając punkty z kontry, a potem wymuszając faul ofensywny centra reprezentacji Polski. 34 sekundy do końca, 68:67 na tablicy dla Zielonej Góry i piłka dla gospodarzy. Śląsk skorzystał z tego perfekcyjnie – w ostatniej sekundzie akcji punkty tuż spod kosza zdobył dzisiejszy lider WKS-u Roderick Trice. Wyprowadzało to gospodarzy na 69:68. Ostatnie dziesięć sekund miało należeć do gości – tylko tyle czasu pozostawało na zdobycie punktów, dających w tym meczu zwycięstwo. Niestety – Łukasz Koszarek nie trafił arcyważnego rzutu za trzy, a piłkę zebrali gracze Śląska. To był koniec dla zielonogórskiego zespołu.
Stelmet przegrywa we Wrocławiu ze Śląskiem 68:69 i trzeba to przyznać – na własne życzenie. W ostatniej kwarty gracze z Lubuskiego zdobyli tylko osiem punktów, co było istnym gwoździem do trumny. Mimo bardzo obiecującej gry w drugiej kwarcie, nie udało się dowieźć zwycięstwa do końca meczu.
WKS Śląsk Wrocław – Stelmet Zielona Góra 69:68 (21:19, 11:20, 20:21, 17:8)
Śląsk: Trice 17, Ikovlev 14, Dłoniak 9, Tomaszek 7, Mladenović 6, Kinnard 6, Cesnauskis 5, Skibniewski 3, Gabiński 2, Burnatowski 0.
Stelmet: Burtt 22, Hosley 11, Koszarek 10, Troutman 8, Hrycaniuk 8, Johnson 5, Cel 2, Zamojski 2, Kucharek 0, Chanas 0.