Jednym z koszykarzy, który przyczynił się do wczorajszego zwycięstwa był Łukasz Koszarek. Po spotkaniu rozmawialiśmy z kapitanem Stelmetu, o tym co stało się w końcówce, jak ocenia nowego gracza naszej ekipy, a także o kolejnym rywalu.
Udało wam się odnieść kolejne cenne zwycięstwo, ale w końcówce znowu napędziliście stracha całej zielonogórskiej publiczności…
Łukasz Koszarek: Ale czy to nie jest piękne, wygrywać po takich meczach? Każdy chciałby wygrywać różnicą 30 punktów, ale wtedy na trybunach byłoby 1300 kibiców, a nie tak wiele jak jest teraz. Po to jest sport, aby były emocje. Oczywiście czasami przyda się taki mecz, kiedy kontrolujemy od początku do końca, ale trzeba przyznać, że takich spotkań jest naprawdę dużo. Czasami ciężko jest być skoncentrowanym od początku do końca.
Co się stało w końcówce?
Wypadliśmy trochę z rytmu. Mamy taki zły nawyk, że jak prowadzimy 10 punktami, a czasu jest coraz mniej w czwartej kwarcie, to zaczynamy grać za bardzo indywidualnie, odpuszczamy troszkę w obronie. Rywal to wykorzystuje, a my zamiast zaciskać mocno gardło i trzymać, to brakuje nam tego instynktu, aby zakończyć to wcześniej.
Co może Pan powiedzieć o Marcusie Guinardzie, który dołączyć dwa dni temu do naszego zespołu, a dzisiaj miał okazję zadebiutować?
Myślę, że jest to bardzo atletyczny zawodnik. Pomoże nam na zbiórkach, także w obronie i w ataku. Nauczymy się go wykorzystywać, ponieważ naprawdę potrafi rzucić i spenetrować tak, jak to dzisiaj pokazał. Dajmy mu trochę czasu, żeby wkomponował się w drużynę, bo teraz ciężko też wystawić go na próbę 30-kilkuminutową, kiedy ta drużyna jest ułożona, ale myślę, że będziemy mieć z niego pociechę.
Dużo mówiło się, że trzeba znaleźć zawodnika, który będzie dla Pana zastępstwem. Tymczasem po Walkerze i Stoglinie przychodzi Ginyard, który gra na całkowicie innej pozycji. Co to oznacza dla Pana? Wystarczy Panu sił, aby spędzać w każdym meczu na parkiecie tak wiele minut?
Nie może być tak, że jeśli zagram słabszy mecz, to od razu drużyna musi przegrywać. Mamy zawodników na innych pozycjach, którzy mogą wziąć na siebie ciężar gry. Nie musi wszystko zaczynać się i kończyć na mnie. Oczywiście pozycja rozgrywającego jest ważna, ale jest wiele drużyn na świecie gdzie są rozgrywający którzy tylko przeprowadzają piłkę na druga stronę i ustawiają zagrywki. Świat nie kończy się na jednym zawodniku. Jeżeli chodzi o czas na parkiecie, to mam zmiennika Mantasa, który dzisiaj też dobrze zagrał. Po to dobrze się prowadzę, żeby wytrzymać 30 minut na parkiecie. Trzeba też pamiętać, że nie tylko się kozłuje. Równie dobrze, Christian może poprowadzić piłkę i stać się na chwilę jedynką. Mamy różne zastosowania i absolutnie nie ma tutaj powodu, żeby siać panikę.
Co to znaczy według pana „dobrze się prowadzić”?
Dużo pizzy, piwka (śmiech). Tak na poważnie, trzeba dbać o siebie, dobrze się odżywiać, spać, to co robią profesjonaliści.
Kolejny przeciwnik to Rosa Radom, która tak jak wy, wygrała trzy spotkania w „szóstkach”. Wydaje się, że będzie to niezwykle trudny przeciwnik…
Na pewno będzie to mecz na szczycie, a więc zapraszamy.
Co możesz powiedzieć o tym zespole?
Na pewno grają lepiej niż podczas spotkania z nami. Widocznie poprawiła im się chemia w zespole. Mają zawodników, którzy potrafią grać. Szczerze mówiąc, dawno nie widziałem jak grali, także nie chciałbym wychodzić tutaj na mądrego, skoro za dużo o nich nie wiem.
Dziękuję.