W dzisiejszym meczu nie zabrakło świetnej i słabej gry, nie zabrakło także zaskakujących zwrotów akcji, emocje towarzyszyły nam nie tylko przez 40 minut, ale także podczas dogrywki. Dawno nie mieliśmy okazji oglądać takiego widowiska, które na dodatek zakończyło się pomyślnie dla Stelmetu.
Po pierwszych minutach spotkania, mogło się zapowiadać, że mecz przebiegnie po myśli zielonogórskiej ekipy. Na początek dwukrotnie trafił Vladimir Dragicević. Później ważne „oczka” dorzucali inni gracze, a wśród nich Przemysław Zamojski, który po słabszym okresie, ponownie wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności. Stelmet wyszedł na prowadzenie i choć pod koniec kwarty popełnił kilka błędów, zakończył pierwszą partię meczu z przewagą 24:18.
Na drugą kwartę musieliśmy trochę poczekać, przez problemy spowodowane awarią zegara. Gdybyśmy jednak wiedzieli, jak będzie wyglądać ta część meczu, z pewnością nie czekalibyśmy z niecierpliwością na jej rozpoczęcie. Okazało się bowiem, że Stelmet nie jest w stanie trafić do kosza i kompletnie nie radzi sobie na parkiecie. Mimo przerw na żądanie Mihailo Uvalina, zielonogórzanie grali fatalną koszykówkę. W połowie kwarty, dwa punkty zdobył Aaron Cel, a potem znowu długo, długo nic. W tym czasie Trefl zdążył odrobić straty i wyjść na prowadzenie. Dopiero w ostatniej minucie pierwszej połowy, nasi koszykarze postarali się zbliżyć do rywala. Po dwóch kwartach gospodarze prowadzili 39:33.
Po przerwie gra Stelmetu wyglądała już nieco lepiej. Choć cały czas prowadzenie utrzymywali gospodarze, nasz zespół zaczął systematycznie punktować, a także nie pozwalał Treflowi na odskoczenie. Na parkiecie w Sopocie toczyła się zacięta gra. Po kolejnych 10 minutach, mogliśmy być pewni jednego: to jeszcze nie koniec emocji na dziś.
Czwarta odsłona meczu na początku nie wyglądała za ciekawie. Na szczęście, po paru minutach Stelmet postawił się przeciwnikom na tyle, by odrobić wszelkie straty. Duża zasługa należy od Craiga Brackinsa, który dwukrotnie nie pomylił się przy rzutach z dystansu. Pomógł także Łukasz Koszarek i Vlado Dragicević. Przy prowadzeniu Stelmetu 77:72 powoli zaczynaliśmy myśleć o zwycięstwie, jednak szybko musieliśmy pogodzić się z faktem, że na końcowe rozstrzygnięcie będzie trzeba dłużej poczekać. Trefl odrobił straty. Szykowało się dramatyczne zakończenie, ale w decydujących akcjach nieskuteczne okazały się obydwie ekipy. Gdy zawyła syrena końcowa, na tablicy widniał wynik 77:77. A więc czekała nas dogrywka.
Ostatnie pięć minut spotkania było bardzo nerwowe w wykonaniu obu zespołów. Trefl na każdy rzut Stelmetu starał się odpowiedzieć również kolejnymi punktami. Po akcji Dragicevicia, piłka powędrowała w ręce gości. O czas, na osiem sekund przed końcem, poprosił jeszcze Darius Maskoliunas. Ostatnia akcja, należała do Lance’a Jetera, który na naszą korzyść spudłował. Dzięki temu Stelmet zwyciężył dziś w Sopocie 89:88.
Dziś świetnie zaprezentował się Łukasz Koszarek i Vladimir Dragicević. Obydwoje popełnili także parę niepotrzebnych błędów, jednak w kontekście całego spotkania mocno przyczynili się do tego cennego zwycięstwa. Cieszy także postawa Przemysława Zamojskiego, który ostatnio nie radził sobie najlepiej, a dziś ponownie odegrał ważną rolę między innymi na obwodzie.
Dzięki tej wygranej, Stelmet ponownie zajmuje pierwsze miejsce w tabeli ligowej. Jeśli zielonogórzanie chcą pozostać na fotelu lidera do końca „szóstek”, z pewnością czeka ich wiele pracy. Tymczasem, już w środę kolejny, trudny pojedynek, kiedy to do Zielonej Góry przyjedzie Energa Czarni Słupsk.
Trefl Sopot – Stelmet Zielona Góra 88:89 (18:24, 21:9, 20:24, 18:20, 11:12)
Trefl: Lance Jeter 25, Adam Waczyński 17, Simas Buterlevicius 10,Paweł Leończyk 9, Marcin Stefański 8, Yemi Gadri-Nicholson 6, Milan Majstorović 5, Michał Michalak 4, Sarunas Vasilauskas 4, David Brembly 0.
Stelmet: Łukasz Koszarek 24, Vladimir Dragicević 24, Przemysław Zamojski 16, Craig Brackins 15, Aaron Cel 3, Christian Eyenga 3, Kamil Chanas 2, Adam Hrycaniuk 2, Mantas Cesnauskis 0, Marcin Sroka 0.