We wczorajszym meczu z Asseco Gdynią bardzo dobrze zaprezentował się Łukasz Koszarek. Rozgrywający zapisał na swoim koncie 11 punktów, 10 asyst i siedem przechwytów. Po meczu zapytaliśmy kapitana Stelmetu nie tylko o ostatnie zwycięstwo, ale także o nadchodzące spotkanie w Eurolidze.
Było naprawdę blisko spektakularnej porażki. Na szczęście tym razem się udało.
Łukasz Koszarek: Tak, było blisko. Wiemy, jakie błędy popełniliśmy. Wiemy, że nie był to nasz najlepszy mecz. Chcieliśmy zagrać też dla kibiców, żeby trochę się podenerwowali. (śmiech) Ciągle słyszę, że co chwila przytrafiają nam się frajerskie porażki. Przydało się w końcu jakieś takie zwycięstwo.
Dzisiaj dopisało wam szczęście, a jak myślisz, czy to samo uda się w Stambule? Co musicie zrobić w piątek, aby wygrać w Turcji?
Po prostu musimy zagrać naprawdę świetny mecz. Wreszcie mamy parę dni, żeby potrenować i żeby nasza gra wyglądała trochę lepiej niż w ostatnich tygodniach. Galatasaray będzie grał bez kilku zawodników, którzy są zawieszeni. Natomiast dla nas będzie to mecz, który albo nas wyeliminuje, albo da jeszcze nadzieję na awans. Na pewno będziemy walczyć na 110%, zobaczymy. Turcja to bardzo gorący teren i nie zakładam, że jesteśmy tam faworytami, ale broni nie zdajemy i będziemy walczyć.
Kelnerami nikt nas w Eurolidze już nie nazwie.
Wszyscy mówią, że fajnie, bo rywalizujemy i jesteśmy blisko, ale koniec końców, jakbyśmy mieli trochę więcej szczęścia, to ta sytuacja w grupie byłaby w tej chwili taka, że TOP16 byłoby nasze. Ten sport jest brutalny. Czasami tak mało brakuje, żeby spełnić marzenia, a czasami tak mało może spowodować, że marzenia pójdą z dymem. Przeciwnicy traktują nas poważnie. Słyszałem bardzo pozytywne opinie. Po pierwszych dwóch spotkaniach, każdy bał się jak to będzie dalej i jak ten Stelmet załapał się do tych rozgrywek. Później okazało się, że należymy już do tych najlepszych drużyn w Europie, jednak te porażki zawsze będą bolały.
fot. Aleksandra Krystians