Blisko sensacji byli gracze Stelmetu Zielona Góra. Zielonogórzanie prowadzili przez większość spotkania (często nawet z przewagą ponad 10 punktów) pierwszego meczu Tauron Basket Cup z EA7 Armani Mediolan. Ostatecznie Włosi po świetnej czwartej kwarcie, w której Stelmet zdobył tylko pięć oczek, wygrali 71:60. Jutro nasz zespół zagra o 3. miejsce ze Śląskiem Wrocław.
Relacja za www.basketzg.pl:
Stelmet mierzył się z rywalem z najwyższej półki, którego ilość gwiazd mogła zamieszać w głowie. Emporio Armani Milano chce w tym sezonie wygrać ligę włoską i porządnie zamieszać w Eurolidze. Nasi gracze mówili przed meczem, że to najtrudniejszy przeciwnik ze wszystkich, z jakimi spotykali się do tej pory w meczach przedsezonowych. Wydawało się, że zwycięstwo jest niemal nieosiągalne. Tymczasem było blisko, ale niestety, w czwartej kwarcie zagraliśmy fatalnie i ostatecznie przegraliśmy 60:71.
Pierwsza połowa to był popis Stelmetu. W ataku graliśmy naprawdę dobrze, ale w defensywie niemal perfekcyjnie. W zasadzie rywale oddali tylko jeden celny rzut z czystej pozycji, a skarcił nas zza linii 6.75 C.J. Wallace. Pozostałe trafienia to po prostu walka na tablicach, przepychanie się, niepewne rzuty z półdystansu. Świetnie w defensywie radzili sobie Adam Hrycaniuk i Craig Brackins. Nie pozwalali zawodnikom na wiele, więcej, niemal na nic. Wystarczy wspomnieć, że po trójce Przemka Zamojskiego przez kolejne trzy minuty nie pozwolili rywalom zdobyć ani punktu. Do końca I kwarty!
Wielką motywację było widać też na początku drugiej odsłony. Stelmet grał w defensywie jak natchniony, a Włochom nie wpadało nic. Ale nie dlatego, że grali słabo. Dlatego, że nie mogli rzucić z czystej pozycji, bo ręce naszych graczy niemal zawsze towarzyszyły rywalom zasłaniając kosz jeszcze przed oddaniem rzutu. Pod koszem dalej koncert Brackinsa, który zbierał niemal każdą piłkę. To było to! Statystyki były zresztą nieubłagane. Stelmet po połowie miał 23 zbiórki przy 15 rywali i aż osiem ofensywnych przy zaledwie trzech rywali. Wynik nie mógł być inny, jak prowadzenie Stelmetu. 34:25 dawało nadzieję na dobrą drugą połowę i niespodziankę, jeśli nie powiedzieć sensację.
Niestety, w drugiej połowie zagraliśmy nieźle tylko w trzeciej kwarcie. W czwartej zupełnie zeszło z nas powietrze. Trudno to wytłumaczyć, ale kompletnie się zagubiliśmy. A rywale skrzętnie to wykorzystali, karcąc nas szczególnie mocno zza linii 6.75. Szkoda, bo zwycięstwo nad tak wielkim rywalem było na wyciągnięcie ręki. Niestety, ta fatalna czwarta kwarta nie pozwoliła nam cieszyć się z triumfu nad gigantem z Włoch.
STELMET ZIELONA GÓRA – EA7 EMPORIO ARMANI MILANO 60:71 (18:9, 16:16, 21:23, 5:23)
Punkty dla Stelmetu: Eyenga 15, Brackins 10, Hrycaniuk 9, Koszarek 7, Zamojski 6, Barlow 5, Sroka 3, Guinn 2, Cel 2, Robinson 1, Walker 0
Wkrótce więcej materiałów z tego spotkania.
W drugim meczu Turów Zgorzelec pokonał Śląsk Wrocław i jutro zmierzy się w finale z Armani Mediolan.
WKS Śląsk Wrocław – PGE Turów Zgorzelec 75:76 (18:15, 13:20, 19:25,15:16)
Śląsk: Johnson 26, Skibniewski 14, Relphorde 7, Sulima 6, Kikowski 6, Thompson 5, Gabiński 4, Hyży 3, Bubalo 2, Parzeński 2.
Turów: Taylor 19, Kulig 18, Zigeranović 11, Chyliński 9, Dylewicz 7, Wiśniewski 5 Jaramaz 4, Stelmach 3.