Łukasz Koszarek zdążył nas przyzwyczaić do swojej świetniej gry, jednak w ostatnim spotkaniu w Słupsku nie potrafił poprowadzić drużyny do zwycięstwa. Z tego powodu czeka nas mecz numer pięć i właśnie o nim rozmawialiśmy z naszym rozgrywającym.
fot. Aleksandra Krystians
Jaka jest atmosfera podczas takich meczów, jaki będzie w środę? Czego, jako gospodarze, potrzebujecie najbardziej od fanów, którzy przyjdą do hali CRS?
Łukasz Koszarek: Bardzo ważne, że gramy u siebie. Mam nadzieję, że kibice dopiszą i przyjdą nas wspierać. Na pewno to będzie 40 minut ciężkiej bitwy. Z obu stron będzie zaangażowanie, bo w końcu przegrany odpada i każdemu to będzie siedziało z tyłu w głowie. Trzeba walczyć i od początku realizować nasze zadanie.
Dla Pana to piąte spotkanie, to tylko adrenalina, czy także stres?
Myślę, że adrenalina. Stres raczej nie, ponieważ nikt nie myśli, ze moglibyśmy przegrać. Jeśli tak pomyślimy, to już wtedy przegramy mecz.
Po pierwszym spotkaniu w playoffach, miał Pan pretensje do kolegów z drużyny, że przy stracie kilkunastu punktów, nie są w stanie się pozbierać. Wczoraj była powtórka z tej sytuacji.
Tak, wtedy z różnych względów na kilka minut przestaliśmy grać w koszykówkę. Straciliśmy dużo punktów, ale w czwartej kwarcie walczyliśmy i pokazaliśmy, że mimo wszystko nie odpuściliśmy. To był taki powiew świeżości. Miejmy nadzieję, że w meczu numer pięć nie będziemy musieli już gonić przeciwnika.
Myślicie już trochę o AZS-ie Koszalin?
Ani trochę.
Grał Pan zarówno w Treflu Sopot, jak i w Asseco Prokomie Gdyni. Jak Pan skomentuje to, że obie ekipy sensacyjnie są poza półfinałami?
To na pewno niespodzianka. W tamtym roku był trójmiejski finał, który elektryzował całą Polskę, a w tym roku nie ma ich w czwórce. To ciężkie dla kibiców z Trójmiasta. Szkoda trochę, że tak to wszystko się rozleciało.
Tak dobra gra Energi Czarnych Słupsk jest dla Pana zaskoczeniem?
Nie, grają tak, jak wydawało mi się, że będą grali.
Dziękuję.
Dziękuję.