Większość kibiców i zielonogórzan kojarzy koszykarski klub jedynie ze strony występów na parkiecie oraz spotkań z fanami. My jednak postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się rodzimej organizacji i zobaczyć, jak wygląda praca koszykarskiego Stelmetu od wewnątrz – w zakamarkach biur i gabinetów. Zapraszamy na krótką relację z dnia z życia klubu, w której udział brał autor tegoż tekstu – Olek Piskorz – w ramach corocznych Dni Przedsiębiorczości.
Dzień w klubie rozpoczynamy chwilę po godzinie dziewiątej rano. Najpierw dostajemy się na Osiedle Pomorskie, a dokładnie – do siedziby klubu przy Szosie Kisielińskiej 22 w budynku supermarketu Intermarche. Tam z kolei spotykamy się z Michałem Szpakiem, Dyrektorem Komunikacji w klubie, który tego dnia oprowadza nas po klubowych włościach.
Wchodzimy do siedziby. Pierwsze wrażenie? Szczerze mówiąc – skromność. Główna siedziba mieści się na pierwszym piętrze, tuż nad oficjalnym Sklepem Kibica. Najważniejsza część zajmuje powierzchnię zaledwie trzech biur! Wchodzimy do drugiego z nich, z wyglądu bardzo ascetycznego – dwa biurka, kilka foteli, szafa i trochę biurowego sprzętu. Tutaj na co dzień pracują dwie osoby – wspomniany wcześniej Michał Szpak oraz Szymon Ludowski, odpowiedzialny w klubie za media społecznościowe. W tej części „biurowca” spędzamy ponad godzinę. W rozmowie z pracownikami dowiadujemy się m.in. jak funkcjonuje cała spirala organizacji spotkań i życia klubu każdego dnia, na jakie sposoby klub pozyskuje sponsorów albo współpracujących partnerów, jak układają się kontakty z kibicami. Od razu w oczy rzuca się unikatowe podejście – coraz częściej zamiast słowa „sponsor” pojawia się „inwestor”.
„Firmy, które wykładają pieniądze na klub, nie liczą już tylko i wyłącznie na promocję. Coraz częściej liczy się to, w jaki sposób taki wkład w sportową organizację się zwróci” – mówi nam Szpak. Trudno się z tym nie zgodzić. W sporcie na profesjonalnym poziomie zawsze towarzyszą duże pieniądze. Rozmawiamy również o medialnym wizerunku klubu – o tym, jak funkcjonuje strona internetowa, fanpage, kwestia kontaktu z mediami. Dominuje nastawienie na jak największy bezpośredni kontakt z kibicem – czy to poprzez liczne konkursy i promocje, czy chociażby aktywność klubu w mediach (na Twitterze, Facebooku itp.). Odpowiedzialny za to Szymon Ludowski podkreśla, że czasem nie jest to łatwe.
„Często pod postami pojawiają się negatywne, a czasem wręcz agresywne i wulgarne komentarze i opinie. Ciężko wtedy dobrze zareagować jako klub. Całe szczęście mamy kibiców, którzy sami tak naprawdę reagują na takie sytuacje” – opisuje Ludowski w odpowiedzi na to, co robić gdy pojawiają się tzw. hejterzy.
Kilkanaście minut po jedenastej spotykamy się z Jerzym Kotarskim, prezesem Zarządu Grono SSA, w drugim biurze na piętrze. Trwające około godziny spotkanie robi wrażenie. Szczególnie zapadają w pamięć słowa „Dzisiaj koszykarskie spotkania to nie tylko mecz, gra od kosza do kosza. To spektakl, połączenie wielu wydarzeń, elementów”. Z taką wizją funkcjonuje klub.
Po spotkaniu znów wracamy do biura komunikacji i social mediów. Po chwili pojawia się Katarzyna Marciniak, dyrektor marketingu. Na naszych oczach trwa krótka dyskusja nt. wprowadzenia promocji dla studentów na pojedynek z Jeziorem Tarnobrzeg. Ktoś rzuca hasło „Grillujemy bilety dla studentów?”. Kilka godzin później artykuł z takim tytułem pojawia się na oficjalnej stronie klubu – www.basketzg.pl. Uświadamia nas to w tym, jakie cechy trzeba mieć, aby pracować w takiej branży – kreatywność, dyspozycyjność, umiejętność szybkiego reagowania na różne sytuacje. Choć pozornie nie widać tu ogromu pracy, każdy ma jasno przydzielone zadania – czy to wspomniane akcje promocyjne, stałe obserwowanie mediów, rozmowy ze sponsorami i współpracownikami, czy ostatecznie sama organizacja meczu.
W przerwie na kawę schodzimy na parter, do Sklepu Kibica. Tutaj od Marty Dalaszyńskiej dowiadujemy się jak codziennie wygląda funkcjonowanie Sklepu. Co ciekawe, bardziej opłacalne było utworzenie Sklepu Kibica na Osiedlu Pomorskim niż utrzymywanie stanowiska w galerii Focus Mall. Jak mówią sami pracownicy, Sklep to dosyć osobliwe miejsce – to tutaj zawsze zatrzymują się „na pogaduchy” zawodnicy (słynie z tego Quinton Hosley, który przy kasie ma nawet swoje krzesełko). A z kwestii ekonomicznych – najlepiej sprzedają się dziecięce akcesoria i wszelkie koszulki.
Na sam koniec zostajemy zaproszeni na rozmowę z Generalnym Managerem klubu, Walterem Jeklinem – człowiekiem, o którym bodaj najwięcej mówi się w mediach spośród wszystkich pracowników klubu – choć sam rzadko zabiera głos. Rozmowa wiele wyjaśnia w kwestii organizacji pracy na takim stanowisku. „Praca GM’a to tak naprawdę 24/7” – opowiada Słoweniec. Ciągła dyspozycyjność oraz co chwilę dzwoniący telefon – to dwie łatki, które na sam start może sobie podpiąć GM. W trakcie samej rozmowy z Jeklinem telefony (a było ich kilka) dzwoniły co najmniej 4 razy.
„Zielona Góra ciągle uczy się wielkiej koszykówki, ale jest coraz lepiej” – podsumowuje Jeklin.
Dzień kończymy około piętnastej – skąpani w słońcu wychodzimy z „pomorskiego” Intermarche. W głowie pełno myśli i przetwarzania informacji.
Wnioski? Klub sportowy to wielki biznes, w którym wielkie znaczenie ma każdy najmniejszy szczegół – od kontaktu z każdym kibicem po rozmowy z wielkimi firmami i inwestorami. To żywy organizm, który bardzo mocno odbiera każde wydarzenie. Jako kibic i dziennikarz życzę Stelmetowi, aby rozwijał się tak, jak do tej pory. Bo tak naprawdę wielki świat sportu dopiero się zaczyna w Winnym Grodzie…
Olek Piskorz