Choć sam mecz był jedną z przyjemniejszych rzeczy dla kibicowskiego oka, porażka mocno nadszarpuje taką opinię. Zastalowcy grali w kratkę i ostatecznie przegrali 85:90. Mimo to należy docenić walkę, nawet jeśli ma być okupiona utratą szans na prowadzenie przed play-offami…
Od samego początku meczu w Ostrowie w oczy rzucał się Shawn King – czarnoskóry center bez najmniejszych problemów zbierał piłki po obu stronach parkietu. Vladimir Dragicević miał sporo pracy w obronie i ataku… Mimo to ostrowianie, choć pod koszem mieli Kinga, częściej odgrywali na obwód. Wykorzystywał to przede wszystkim Łukasz Majewski, autor pięciu punktów w pierwszych minutach gry (10:2). Z kolei Aaron Johnson wykonywał niesamowitą pracę na rozegraniu – na pięć pierwszych rzutów Ostrowa cztery były wynikiem podania playmakera. Gdy po punktach filigranowego gracza Stali było 14:6, Artur Gronek poprosił o czas. Interwencja szkoleniowca przyniosła skutki – zielonogórzanie zacieśnili obronę, a wejście Jamesa Florence’a wyszło drużynie na dobre. Gdyby nie pomyłki z linii rzutów wolnych, szybko doszłoby do remisu. Mimo to udało się ograniczyć straty i po pierwszej kwarcie było 22:17 dla Ostrowa Wlkp. .
Fenomenalne wejście w drugą kwartę Florence’a i Jarosława Mokrosa oraz dwie trójki tych zawodników zmniejszyły straty to zaledwie punktu (23:24). Trener Ostrowa, Emil Rajković, nie mógł być zadowolony ze swoich podopiecznych. Sytuacja zmieniła się się w połowie kwarty – dwie trójki Majewskiego oraz akcja 2+1 Johnsona dało gospodarzom aż 11-punktów przewagi (!) – 39:28. Na szczęście powrót Zastalowców do gry zaowocowało powrotem na aż na 38:42. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa…
Po przerwie ostra walka zwiększała się z każdą minutą. Szaleństw dokonywał bułgarski skrzydłowy Christo Nikołow, którego wspierał aktywny Johnson (do połowy kwarty double-double). Było już 54:45 dla Stali, lecz zielonogórzanie, podobnie jak wcześniej, odrabiali straty. Trójka Karola Gruszeckiego na 56:58 dawała szansę na rychłe objęcie prowadzenia. Wszystkich zaskakiwał jednak Nemanja Djurisić – dwa rzuty z ósmego metra (!) Czarnogórca, w tym jeden na równo z syreną po trzeciej kwarcie, dały prowadzenie Zastalowi 65:63.
Ostatnie 10 minut to już walka kosz za kosz, punkt za punkt. Zastal miał spore problemy z utrzymaniem niewielkiej zaliczki z trzeciej części spotkania. Po trójce Marca Cartera był remis 73:73. Od tego rozpoczął się ostrowska parada z Carterem w roli głównej. Amerykanin był nie do zatrzymania – trafiał zza łuku, pakował, przechwytywał. Jego trójka na 86:83, a następnie potężny wsad na 88:83 (bardzo zbliżony do słynnej akcji Dee Bosta z zeszłorocznych finałów) wzniosły halę w Ostrowie – kibice szaleli, a zawodnicy uwierzyli w zwycięstwo.
Zastal próbował jeszcze walczyć o tryumf, lecz niecelne rzuty wolne i straty pozbawiły Zieloną Górę złudzeń. Choć mecz był piękny i na najwyższym, polskim poziomie, nie udało się zwyciężyć. Zielonogórzanie muszą pożegnać się z szansą na pierwsze miejsce przed play-offem.
BM Slam Stal Ostrów Wlkp. – Stelmet BC Zielona Góra 90:85 (22:17, 20:21, 21:27, 27:20)






