Pewnie wielu z Was słyszało o środowym meczu Alby Berlin z San Antonio Spurs. Na tym spotkaniu był współpracujący z nami Wojciech Kliszewski, który dzieli się swoimi wrażeniami.
Gdy kupowałem bilety na mecz San Antonio Spurs – Alba Berlin drużyna ze stanu Texas wchodziła w decydującą fazę walki o tytuł mistrza NBA. Po dokładnie 148 dniach oczekiwania swoją wizytę w hali O2 World rozpocząłem od pamiątkowego zdjęcia z pucharem Larrego O’Briena. Zanim jednak popędziłem pod sam parkiet czekało mnie kilka obowiązkowych przystanków: NBA Store, stoisko NBA 2k15 i w końcu przechadzający się po obiekcie jak gdyby nigdy nic George Garvin i Sean Eliott. Po sześciu latach od ostatniej wizyty berlińska O2 World nadal robi na mnie ogromne wrażenie.
Pod względem emocji fani NBA nie mogli sobie wymarzyć lepszego spotkania. Jeżeli chodzi o poziom spotkania to wyraźnie było widać, że jest to pierwszy mecz San Antonio w tym sezonie. Sporo strat, brak koncentracji i zawalona końcówka spotkania. Nie mniej jednak akcje Tony’ego Parkera czy MVP ostatnich finałów Kawhiego Leonarda przyniosły kibicom sporo radości. Ostatecznie najlepsze zagrania meczu przypadły Amerykanom, którzy reprezentowali drużynę z Berlina. Najpierw niesamowity rzut za 3 punkty oddał Reggie Redding. Chwile później rzutem równo z końcową syreną Jamel McLean (jeszcze niedawno w barwach Ostendy stawał na przeciwko Stelmetu Zielona Góra) zapewnił gospodarzą jednopunktową wygraną.
Organizatorzy zrobili wszystko abyśmy przez chwile poczuli się jak na prawdziwym meczu ligi NBA. Byli sędziowie zza oceanu, pokazy akrobatów, tancerki z San Antonio, konkursy dla kibiców, zabawy z kamerą pokazywane na telebimie zawieszonym pod kopułą hali. To był wyjątkowy wieczór. A wszystko w niecałe trzy godziny jazdy samochodem od Zielonej Góry. Czasem od największej koszykówki dzieli nas naprawdę niewiele 🙂
Wojciech Kliszewski
fot. prywatne archiwum autora