Do trzech porażek wzrosła seria Stelmetu Zielona Góra. Fani zielonogórskiego zespołu już sami nie wiedzą, w czym rzecz – brak chemii, zły trener czy zły skład? Najlepsza okazja na przełamanie tego to zwycięstwo nad mocnym przeciwnikiem a taką szansę Stelmet będzie miał już jutro – w meczu przeciwko AZS Koszalin.
Koszalinianie są kompletnie innym zespołem niż w minionym sezonie. Zmieniło się praktycznie wszystko – zarząd, zawodnicy, część sztabu szkoleniowego. Nowym trenerem została postać związana z koszalińskim klubem od wielu, wielu lat. Mowa tu o Igorze Miliciciu, Chorwacie z polskim paszportem, znanego z występów na parkietach Tauron Basket Ligi, a później – z roli asystenta Akademików. W tym roku to on przejął trenerską ławkę. Jak widać po wynikach – z dużym powodzeniem. Pod jego wodzą AZS radzi sobie doskonale – w trzech dotychczasowych meczach w TBL wygrywał pewnie i zdecydowanie. Nie ma się jednak co dziwić – szeregi Akademików zasiliło parę dawnych i aktualnych gwiazd ligi. Niezaprzeczalnym hitem transferowanym okazał się wielki comeback Qyntela Woodsa, jednego z najlepszym graczy, który w historii zawitali na nadwiślańskie parkiety. Sprowadzono do tego innych, solidnych zawodników zagranicznych – za rozgrywanie, pod nieobecność kontuzjowanego Krzysztofa Szubargi, zabiera się Dante Swanson, przed kilkoma sezonami lider koszalinian. Skrzydła obstawia bardzo skuteczny Devon Austin oraz chorwacki snajper, Goran Vrbanc. Z kolei strefę podkoszową w swoich rękach ma młody, ale utalentowany Garrick Sherman. Do tych nazwisk dochodzą Polacy – powracający do TBL po dwunastu latach kapitan reprezentacji Polski Szymon Szewczyk, szukający dawnej formy Piotr Stelmach oraz doświadczony i ograny Łukasz Pacocha. W ekipie z Koszalina pozostali ponadto waleczny Artur Mielczarek i zadaniowiec Piotr Dąbrowski. Całe te zestawienie tworzy zgrany team, który potrafi być prawdziwym kolektywem, ale też – kiedy jest taka potrzeba – wykrzesać maksimum z ogromnych możliwości indywidualnych każdego gracza. To czyni AZS przeciwnikiem niebezpiecznym, wymagającym, ale też czasem nieprzewidywalnym.
Co na to wszystko odpowiada Stelmet? Nie będziemy wypisywać, jakie są oczekiwania względem każdego gracza. O nich każdy już wie. Teraz oczekujemy zespołu na parkiecie, ekipy grającej kolektywnie, wspólnie, nieforsującej akcji indywidualnych. Chcemy zobaczyć Steve’a Burtta rozrzucającego piłkę po obwodzie do swoich kolegów, Łukasza Koszarka rozdającego asysty w iście profesorskim stylu. Naprawdę miło byłoby zobaczyć podopiecznych Andrzeja Adamka zachowujących się jak rasowy i klasowy zespół, aspirujący do gry na europejskim poziomie. A nikt chyba nie wątpi w to, że potencjał na takie granie jest.
Jutro o godzinie 17:00 w Hali CRS warto się pojawić. Nie tylko po to, by ujrzeć w akcji niesamowitego Qyntela Woodsa czy Steve Burtta. Warto być tam po to, by wspierać z całych sił zielonogórski Stelmet. Czas zacząć zwyciężać! A jak nie na własnym parkiecie z zespołem z Koszalina, to kiedy?!