Ćwierćfinał Gdynia Basket Cup nie był pięknym widowiskiem. Obie ekipy popełniły sporo błędów, choć pokazały też niezłą grę w obronie. W dogrywce więcej atutów i umiejętności mieli jednak zielonogórzanie a Śląsk nie obroni wywalczonego przed rokiem trofeum.
Pojedynek Stelmetu ze Śląskiem zaczął się o celnej „trójki” Łukasza Koszarka. Na samym początku ataki zielonogórzan wyglądały nieco składniej, czego efektem było prowadzenie 12-6. W tym okresie gry wyróżniał się Adam Hrycaniuk, który zanotował siedem punktów. Potem jednak wrocławianie zaczęli mozolnie odrabiać straty a nasz zespół przestał być skuteczny. Na niecałe trzy minuty przed końcem po rzucie Aleksandara Mladenovicia było tylko 14-12 a minutę później Roderick Trice wyrównał stan na 16-16. Wtedy przypomnieli o sobie Kamil Chanas i Aaron Cel. Po ich trójkach zielonogórzanie odskoczyli na sześć oczek, ale Jakub Dłoniak odpowiedział także celnym rzutem zza 6,75m i po pierwszej kwarcie mieliśmy trzypunktowe prowadzenie naszej ekipy. W drugiej kwarcie już po niespełna trzech minutach i stracie Chanasa trener Filipovski musiał wziąć czas. Chwilę potem Śląsk objął prowadzenie po przechwycie aktywnego Rodericka Trice’a. Wcześniej gracz ten trafił „trójkę” i bardzo uprzykrzał życie naszym niskim graczom. Na szczęście dzięki dwóm udanym akcjom Russella Robinsona rytm odzyskał Stelmet, tym bardziej, że potem punkty dorzucili Hrycaniuk i Koszarek i zielonogórzanie prowadzili już 34-28. Podobnie jak w pierwszej odsłonie przewagę tę jednak zmarnowali. W ostatnich trzech minutach nie trafiali już nic a rzut Trice’a niemal równo z syreną wyrównał stan meczu na 34-34.
Quinton Hosley błysnął w najważniejszych momentach
(fot. Aleksandra Krystians)
Po zmianie stron lepiej zaczęli gracze z Zielonej Góry. Hrycaniuk dobił rzut Quintona Hosley’a, a po kontrze i wsadzie Przemysława Zamojskiego trener Emil Rajković musiał ratować sytuację biorąc czas. To nie zatrzymało naszych graczy. Kolejny udany rzut Zamojskiego i dobitka Bestii a wynik w połowie kwarty brzmiał 44-34, co oznaczało, że wrocławianie wciąż pozostawali bez punktów. W sporej części wynikało to z dobrej obrony Stelmetu i słabej skuteczności rywali z dystansu. Sygnał do odrabiania strat dał Denis Ikovlev, który w krótkim czasie rzucił pięć punktów a po trafieniu Mladenovicia na 01:15 przed końcem Stelmet miał już tylko dwa punkty przewagi. Wynik ten udało się dowieźć do końca, choć w ostatniej minucie niepotrzebne straty popełnili Robinson i Koszarek. Ostatnia odsłona była praktycznie walką kosz za kosz. Ważną „trójkę” trafił Cel a Łukasz Koszarek popisał się ładnym floaterem i celnymi osobistymi. Na trzy minuty przed końcem zza linii 6,75m przymierzył Vuk Radivojević a 60 sekund później przy rzucie z tej samej pozycji faulowany był Trice. Trzy celne osobiste i to Śląsk był dużo bliżej półfinału. Na szczęście zielonogórzanie walczyli do końca. Dwa osobiste trafił Hrycaniuk a na 1:23 przed końcową syreną Zamojski wyprowadził zielonogórzan na prowadzenie rzutem za trzy. Potem jednak piłkę zgubił Koszarek a faulowany Łukasz Wiśniewski wykorzystał rzuty wolne. W kolejnej akcji Stelmet punktów nie zdobył, ale Śląsk także. Co więcej przy zbiórce Lawrence Kinnard faulował Cela i ten miał szansę na zwycięskie punkty z linii osobistych. Trafił tylko raz a w ostatniej akcji Wiśniewski równo z syreną chybił przy próbie za trzy.
W dogrywce przypomniał o sobie Ikovlev, ale potem z trudnej pozycji trafił Hosley. Amerykanin był właśnie tym, który w decydujących momentach robił różnicę. Blok na Ikovlevie a potem faul wymuszony na tym samym zawodniku stanowiły ważne elementy w ostatecznym zwycięstwie zielonogórzan. Dodatkowo celne wolne Koszarka, Zamojskiego i Chevona Troutmana dały Stelmetowi 3-punktowe prowadzenie na minutę i 47 sekund przed końcem. Co prawda chwilę potem trafił Tomaszek, ale w kolejnej akcji kapitan naszej ekipy świetnie obsłużył Troutmana. Potem kolejny „ofens” T2, tym razem na Radivojeviciu. Dodatkowo Hosley skutecznie egzekwując wolne po przewinieniu Dłoniaka przypieczętował zwycięstwo na 18 sekund przed końcem dogrywki. Wrocławianie jeszcze faulowali, co dało punkt Zamojskiego, ale nawet „trójka” Radivojevicia rzucona z daleka i trochę na „wiwat” nie mogła już nic zmienić. Stelmet wygrał i jutro zmierzy się ze zwycięzcą meczu AZS Koszalin – Trefl Sopot. Podczas pisania tego tekstu koszalinianie prowadzą w drugiej kwarcie 44-35, co można uznać za spodziewany wynik.
Podsumowując – liczy się zwycięstwo, bo Gdynia Basket Cup to przecież turniej a w tego typu imprezach zespół powinien rozkręcać się z meczu na meczu. Styl był co prawda daleki od ideału, ale liczymy, że jutro będzie lepiej.
—————————————–
Czytaj także pozostałe materiały związane z Gdynia Basket Cup