Stelmet zdobył mistrzostwo po sześciu zaciętych i emocjonujących spotkaniach. Zielonogórzanie mogą zawdzięczać swój sukces świetnej obronie i sercu, jakie zostawili na parkiecie. Jak wypadli jednak w porównaniu statystycznym z ekipą ze Zgorzelca?
Droga do mistrzostwa była w tym roku bardzo trudna. Finałowa seria z Turowem także należała do najtrudniejszych spotkań. Przypomnijmy, jakimi wynikami zakończyło się każde z sześciu starć:
1. 85:77 dla Turowa
2. 75:73 dla Turowa
3. 80:77 dla Stelmetu
4. 67:53 dla Stelmetu
5. 77:69 dla Stelmetu
6. 75:69 dla Stelmetu
W sześciu spotkaniach zielonogórzanie zdobyli 449 punktów (średnio 74,8 pkt na mecz), natomiast ekipa ze Zgorzelca 428 (średnio 71,3 pkt na mecz), co daje 21 „oczek” nadwyżki Stelmetu. Różnica poziomu była widoczna szczególnie w meczu numer cztery, kiedy to podopieczni Saso Filipovskiego zatrzymali rywali na 53 punktach, co okazało się rekordem podczas starć w finałach Tauron Basket Ligi.
Najlepszymi strzelcami okazali się Quinton Hosley i Damian Kulig, którzy zdobyli po 78 punktów. Daje to średnią 13 punktów na mecz.
Skuteczność
Warto przyjrzeć się także skuteczności z jaką trafiały obydwie ekipy. Na początek parę słów o rzutach dwupunktowych. Mogłoby się wydawać, że Stelmet wypadał w tym elemencie znacznie słabiej. W końcu, to nie my mieliśmy w swoich szeregach Damiana Kuliga czy Mardy Collinsa. Okazuje się jednak, że końcowy rezultat jest bardzo podobny. Sumując wyniki wszystkich spotkań, Turów na 194 rzuty dwupunktowe trafił 94 razy, co daje skuteczność na poziomie 48,5%. Nasi koszykarze oddali natomiast 209 rzutów z czego 97 okazało się celnych, dzięki czemu trafiali ze skutecznością 46,4%. Jak widać, różnica dwóch punktów procentowych jest naprawdę niewielka.
Zza linii 6,75m obydwie ekipy próbowały swoich sił bardzo często, niestety z różnym skutkiem. Dla Turowa była to silna broń w pierwszym spotkaniu, kiedy na 19 rzutów, do kosza wpadło dziewięć piłek. Stelmet jednak w czwartym spotkaniu, także pokazał, że może zabić rywala „trójkami”, kiedy to zielonogórzanie trafili aż 14 piłek z dystansu na 31 prób. Z podobnym wynikiem zakończył się także ostatni mecz, kiedy na 31 rzutów Stelmet nie pomylił się 13 razy.
Podsumowując, w ciągu sześciu spotkań nasi gracze oddali 160 rzutów trzypunktowych z czego 57 okazało się celnych, co daje skuteczność na poziomie 35,6%. Turów natomiast oddał o pięć rzutów mniej, a trafił 51 razy, co oznacza, że zgorzelczanie rzucali na obwodzie ze skutecznością 32,9%.
Indywidualnie, na dystansie najwięcej punktów zdobyli Łukasz Koszarek i Michał Chyliński, którzy w finałach trafili po 13 „trójek”.
Na koniec rzuty osobiste, które napsuły nam sporo krwi. W tym elemencie Stelmet nie zachwycił, co więcej zaprezentował się słabo. Na 117 oddanych rzutów, nasi gracze spudłowali aż 33 razy. Turów z kolei na 111 rzutów za jeden punkt, pomylił się 24 razy. Wicemistrzowie Polski okazali się w tym elemencie nieco lepsi, co także miało wpływ na wynik spotkań, przede wszystkim pierwszych dwóch pojedynkach w Zgorzelcu.
W tym elemencie można pochwalić Kamila Chanasa, który wykorzystał wszystkie sześć prób, a także Łukasza Koszarka, który na 16 rzutów spudłował tylko raz.
Zbiórki
W tym elemencie nasi koszykarze poprawiali się z meczu na mecz. W początkowych wyjazdowych spotkaniach, pod tablicami królowali wysocy gracze Turowa. Dopiero w zielonogórskiej hali ilość zbiórek wyrównała się, a na koniec serii Stelmet prezentował się jeszcze lepiej. W sumie w sześciu meczach nasza ekipa zebrała 201 piłek: 62 razy w ataku i 139 w obronie. Podopieczni Miodraga Rajkovicia zebrali o trzy piłki mniej, czyli 198: 51 piłek ofensywnych i 147 defensywnych.
Najlepiej zbierającym graczem w finałowej serii był Damian Kulig, który zebrał 41 piłek. W Stelmecie pod tablicami najbardziej waleczni okazali się Quinton Hosley i Aaron Cel– zdobywcy 37 zbiórek.
Asysty
Który zespół częściej dzielił się piłką, a w którym zawodnicy grali bardziej indywidualnie? Ciężko to rozstrzygnąć, gdyż podania są liczone tylko w przypadku trafionego rzutu, a jak już wiemy, ze skutecznością bywało różnie. Jednak w statystyce asyst Stelmet zaprezentował się minimalnie lepiej podając piłki 92 razy, kiedy Turów zapisał na swoim koncie o dwa mniej podania.
Najwięcej piłek mógł rozdać nikt inny jak Łukasz Koszarek. Kapitan zielonogórzan zaliczył w finałach 35 asyst i nie miał sobie równych w tym elemencie. Drugi z kolei był Mardy Collins z wynikiem 26 podań.
Faule
Tego elementu nie będziemy podsumowywać. Statystycznie, częściej faulował Stelmet, jednak ilość przewinień zapisana na papierze nie jest adekwatna do sytuacji na boisku. Kibice, zawodnicy i eksperci mieli w tej finałowej serii sporo zastrzeżeń co do pracy arbitrów.
Straty i przechwyty
Przez całą serię, zarówno Stelmet jak i Turów starali się grać twardą i agresywną obronę. Dzięki temu nie raz zespoły zabierały piłkę rywalom. Co ciekawe, na przestrzeni sześciu spotkań, zarówno zielonogórzanie jak i zgorzelczanie zaliczyli po 43 przechwyty. Najlepsze spotkanie w tym elemencie należało do Turowa: czarno-zieloni w ostatnim starciu przechwycili aż 14 piłek. Nie brakowało jednak strat po obu stronach, często spowodowanych głupimi błędami. Mogłoby się wydawać, że wynik Stelmetu w postaci 76 strat w sześciu meczach (średnio 12,7 na mecz) jest niezadowalający, jednak Turów wypadł w tym elemencie jeszcze gorzej, notując 87 strat (średnio 14,5 na mecz).
Nie jest też zaskoczeniem, kto sprawił się najlepiej w obronie. Quinton Hosley zapisał na swoim koncie 11 przechwytów, co daje średnią niespełna 2 przechwyty na mecz. Nieco bardziej niechlubnym wynikiem jest największa ilość strat. Ta statystyka należy do Tony’ego Taylora– zdobywcy 16 strat. Po piętach deptał mu Filip Dylewicz, który stracił piłkę 15 razy.
Najwięcej minut na parkiecie we wszystkich spotkaniach spędził Quinton Hosley. W finałowej serii walczył dla Stelmetu przez 207 minut o 19 sekund, co daje średnią 34 minut i 33 sekund na mecz. To właśnie „T2” został nagrodzony tytułem MVP finałów Tauron Basket Ligi.
Jak widać, statystyki pokazują, jak zacięta była ta seria. Każde ze spotkań kosztowało zawodników wiele wysiłku, a emocje towarzyszyły nam do ostatnich akcji. Statystyki nie oddają jednak atmosfery jaka panowała podczas niezwykłej finałowej serii, a jedynie określają suche fakty. Teraz jednak to, co na papierze schodzi na dalszy plan, ponieważ odzyskane mistrzostwo będziemy jeszcze trochę świętować.