Nieszczęsna śliska piłka i błędy Stelmetu w ostatnich sekundach sprawiły, że zielonogórzanie przegrywają drugi pojedynek finałowy 73:75…
Od posiadania rozpoczęli goście z Winnego Grodu, jednak nie udało się od razu zdobyć punktów. Co więcej – w pierwszej akcji defensywnej Stelmetu zielonogórzanie popełnili… 3 faule, dając dodatkowo szansę dla Filipa Dylewicza na trzy punkty. W kolejnym posiadaniu udało się już zawodnikom z Zielonej Góry zdobyć punkty – dobrym lay-upem popisał się Przemysław Zamojski. Początek pojedynku owocował w dużą intensywność w obronie i szybkie akcje w ataku. Zdecydowanie zbyt dużo faulowali zawodnicy obu zespołów, przez co grę ciągle przerywano. Po trójce Aarona Cela Stelmet wyszedł na prowadzenie 9:5. Podopieczni Saso Filipovskiego świetnie dzielili się piłką – dzięki temu Jure Lalić po podaniu Zamojskiego miał szansę na akcję 2+1. Gdy Chorwat trafił rzut wolny. było 12:5. Co więcej – po faulu ofensywnym Damiana Kuliga zgorzelczanie wyczerpali swój limit przewinień. Adam Hrycaniuk wykorzystał oba rzuty osobiste – 14:5. Turów gubił się w ataku, co było w głównej mierze efektem ciasnej obrony Stelmetu. Perfekcyjne zawody rozgrywał Hrycaniuk, który szybko zdobył 6 „oczek”. Ogrom pracy wykonywał Quinton Hosley, zbierając i precyzyjnie asystując swoim kolegom. Obrona w trumnie w wykonaniu zielonogórzan była fenomenalna – gospodarze co chwilę otrzymywali solidne „czapy” od obrońców. Sygnał do zmniejszania straty Turowa (która wynosiła już 14 punktów!) dał Mardy Collins, trafiając zza łuku w bardzo trudnej sytuacji na 14:23. Coach Filipovski zareagował timeoutem – wszystkim zależało bowiem na utrzymaniu przewagi. Niestety, błędy w obronie sprawiły, że dwie trójki zmniejszyły przewagę Stelmetu do zaledwie trzech punktów – 23:20….
Po krótkiej przerwie Turów nadal odrabiał straty – rajd pod kosz Vlada Moldoveanu doprowadził do jednopunktowej różnicy. Po chwili Tony Taylor wyprowadził zgorzelczan na prowadzenie 24:23. Stelmet wybawił Kamil Chanas, trafiając celnie za trzy punkty. Niestety, ale to Turów w drugiej kwarcie zaczął dominować, zmuszając do przewinień i strat graczy zielonogórskich. Sformułowanie „mecz walki” nabierało nowego znaczenia. Gdy Collins skutecznie dobił piłkę, zrobiło się 35:28. Tego trener Filipovski nie mógł już zaakceptować, biorąc drugi w meczu czas. Zgorzelczanie i tak nadal bawili się jak nigdy – głównym motorem napędowym był niezwykle efektowny Chris Wright. Wiarę w Stelmet ponownie tchnął Zamojski, rzucając bardzo odważnie za trzy na 41:37. W rewanżu zza linii 6,75 m trafił Collins. Zakończeniem połowy okazał się być rzut Chylińskiego, po którym piłka utknęła między obręczą a tablicą. Wynik – 44:39 dla Turowa.
Przemek Zamojski zagrał dziś świetny mecz (fot. Aleksandra Krystians)
Trzecią kwartę mocno rozpoczął Kulig, blokując Lalicia pod koszem. Po tym jednak kolejne akcje ofensywne Stelmetu kończyły się punktami, dzięki czemu straty zniwelowano do jednego „oczka”. Niestety – przed dwa nieprzemyślane błędy zielonogórzan przewaga gospodarzy ponownie wzrosła – tym razem do sześciu punktów. Trójka Nemanji Jaramaza wyprowadziła Turów na 54:45. Stelmet był totalnie rozbity w defensywie i ofensywie, pozwalając zgorzelczanom na bardzo łatwe punkty. nad obręczami fruwał Wright, doskonale obsługiwany podaniami przez Filipa Dylewicza. Po wsadzie tego pierwszego było 58:45. Nic nie zapowiadało zmiany obrazu gry. Choć Stelmetowi udało się minimalnie zmniejszyć straty, to i tak sytuacja była mało sprzyjająca – 60:52 dla Turowa na koniec trzeciej części meczu.
Najważniejszy fragment spotkania oba zespoły rozpoczęły bardzo agresywnie i szybko. Trójka Wrighta ponownie dała Turowowi ponad 10-punktowe prowadzenie, lecz błyskawicznie odpowiedział mu Russell Robinson. Amerykanin, który wcześniej nie wyróżniał się na parkiecie, zaczynał grać coraz to lepiej. Po chwili zza łuku punkty dołożył Zamojski i strata zmniejszyła się do 3 „oczek”. Gdy zgorzelczanie popełnili stratę, a Taylor sfaulował po raz piąty, Stelmet miał niepowtarzalną okazję do przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę. Tak jak w czwartek, również i w tym spotkaniu czarował Robinson, trafiając na remis – 63:63. Turów walczył, próbując utrzymać jakiekolwiek prowadzenie. Wojna nerwów, już wcześniej bardzo burzliwa, wchodziła w kulminacyjny punkt. Gdy Zamojski trafił po raz kolejny w meczu za trzy, wynik wynosił 66:65 dla Stelmetu. Niestety, seria błędów Adama Hrycaniuka i akcja 2+1 Collinsa sprawiła, że zgorzelczanie ponownie wyszli na prowadzenie 68:66. Klasą samą w sobie był Zamojski, który punktował w kluczowych momentach. Niestety, nie wtórował mu Hosley, popełniający bardzo proste błędy. Zmienił go Koszarek gdy na dwie minuty do końca był remis po 70. Po świetnie rozrysowanej akcji za trzy trafił Cel i było 73:72 dla zielonogórzan. Na 18 sekund do końca Stelmet miał piłkę, a przegrywał 73:74. Świat stanął na głowie, gdy śliska piłka… wypadła Celowi z rąk na 4 sekundy do końca. Ten sam gracz miał jeszcze szansę na trafienie buzzer-beatera, ale przestrzelił i to PGE Turów mógł cieszyć się ze zwycięstwa w drugim meczu finałów…. 75:73 – takim wynikiem zakończył się pojedynek finałowy numer dwa. Rywalizacja przenosi się do Zielonej Góry, jednak to Turów ma przewagę dwóch zwycięstw…
PGE Turów Zgorzelec – Stelmet Zielona Góra 75:73 (23:20, 24:16, 16:13, 15:21)
Turów: Collins 20, Wright 13, Chyliński 11, Kulig 10, Dylewicz 9, Moldoveanu 5, Jaramaz 5, Taylor 2, Natiażko 0, Czyż 0
Stelmet: Zamojski 22, Koszarek 12, Hrycaniuk 9, Robinson 8, Cel 8, Hosley 6, Lalić 5, Chanas 3, Troutman 0