Na takie spotkania warto czekać cały sezon. Zielonogórzanie pokazali nie tylko charakter, ale przede wszystkim kawał porządnej koszykówki. Choć ambitna Stal walczyła dzielnie i na najwyższych obrotach, nie zdołała wyrwać Zastalowcom zwycięstwa. Wygrywamy 95:71 i finał jest nasz!
Hala CRS nigdy wcześniej w obecnym sezonie nie była wypełniona tak bardzo jak w poniedziałkowy wieczór. I nie był to jedynie efekt przyjazdu kilku autobusów kibiców z Ostrowa. Zielonogórzanie z determinacją przyszli wspierać zespół w najważniejszym meczu rozgrywek.
Od samego początku w Twierdzy panowała atmosfera kotła – wrzawa nie ustawała i widać było jak mocno wpływało to na oba zespoły. Twarda gra i ciągłe balansowanie na granicy faulu cieszyło oczy widzów. W szóstej minucie meczu po trójce Marc Cartera Stal prowadziła 14:9, jednak tak nieznaczna przewaga ostała szybko zniwelowana przez gospodarzy. Ważne punkty na 16:16 zdobył James Florence, tego wieczoru regularnie penetrujący w ostrowską strefę podkoszową. Cieszyła też egzekucja rzutów osobistych, która w pierwszej kwarcie była o wiele lepsza niż w ostatnich meczach (tylko dwie pomyłki na 10 prób). Dobiciem dla Stali były rzuty Florence’a i Przemka Zamojskiego – trójka tego drugiego równo z końcem kwarty na 26:16 była bardzo dobrym znakiem.
Drugą kwartę piorunująco rozpoczęli goście z Wielkopolski, zaliczając serię 7:0 i doprowadzając do stanu 23:26. We znaki wdawał się chroniczny problem ze zbiórkami. Gra na styku trwała przez całą drugą kwartę. Świetnie grał Adam Hrycaniuk, skutecznie wspierany przez innych zawodników. Choć nerwów nie brakowało, zielonogórzanie zdołali wytrzymać napór Stali na początku tej części i na przerwę schodzili przy wyniku 47:42 na swoją korzyść.
Po przerwie mecz rozpoczął się podobnie jak w drugiej kwarcie – Stal szybo nadrobiła straty (głównie dzięki Łukaszowi Majewskiemu i Christo Nikołowie) i wyszła na 52:51. Rozwścieczony trener Gronek poprosił o timeout i… to pomogło! Seria 10:0 i ponowne prowadzenie 61:52 dodało wiatru w żagle Zastalowskiego okrętu. Wszystko wyglądało świetnie do ósmej minuty – wtedy Stalówka wrzuciła wyższy bieg i nadrobiła część strat (66:62). Do tego buzzer Aarona Johnsona i wynik po trzech kwartach – 68:65! Trzeba pochwalić z tej okoliczności Armaniego Moore’a, który po 30 minutach miał 15 punktów.
Końcówka to Armani Moore show! Młody Amerykanin grał na niewyobrażalnym dotychczas poziomie, a ozdobą meczu pozostanie jego akcja po linii końcowej zakończona potężnym wsadem. Stalówka była pogubiona – po rzutach osobistych Hrycaniuka Zastalowcy prowadzili aż 85:71. Trener Emil Rajković próbował jeszcze ratować sytuację, jednak było po prostu za późno.
To był piękny wieczór!!!!
Stelmet BC Zielona Góra – BM Slam Stal Ostrów Wlkp. 95:71 (26:16, 21:26, 21:23, 27:6)