Muszkieterowie Nowa Sól, awansując do drugiej rundy fazy play-off, trafili na drużynę AGH Kraków. W pierwszym wyjazdowym spotkaniu, nie zdołali sprawić niespodzianki i przegrali 61:73.
Wybierając się do Krakowa, nie spodziewałam się, że zobaczę tu, na drugim końcu Polski, naszą drużynę koszykarską. Kiedy okazało się, że Muszkieterowie zmierzą się z ekipą AGH Kraków, nie mogłam nie pójść dopingować „naszych”. Na akademickiej Sali wczorajszego wieczora zgromadziło się około 150 osób. Na początku, ciężko było doliczyć się, czy są na Sali jeszcze inni kibice z zachodu, później jednak, wraz z biegiem czas, okazało się, że nie jestem jedyna. Było nas 10 osób, rozsadzonych po całej sali. Taką grupką, ciężko było przekrzyczeć w końcówce krakowskich widzów.
Jeżeli chodzi o samo spotkanie, od pierwszych minut AGH pokazało, że nie bez powodu, mówi się o nich jako o pretendentach do I ligi. Gospodarze weszli w mecz agresywnie i nie bali się rzucać, dzięki czemu szybko uzyskali wysokie prowadzenie. W połowie kwarty prowadzili 13:4 i zdecydowanie dominowali na parkiecie. Podopieczni Arkadiusza Miłoszewskiego kompletnie nie mogli się odnaleźć na boisku. Kiedy próbowali grać swoje akcje, defensywa AGH była szybsza i skuteczniejsza. Dodatkowo Szymon Chorągwicki szybko złapał trzy przewinienia i musiał zejść z parkietu.
O przerwę poprosił Miłoszewski. Nie znałam trenera od tej strony, tym bardziej zdziwiłam się, że był jeszcze bardziej nerwowy od Saso Filipovskiego, czy Mihailo Uvalina. Jak się po chwili okazało, krzyk zadziałał na młodych graczy bardzo dobrze. Już w pierwszej akcji wymusili przewinienie i zaczęli odrabiać straty, a potem poprawili swoją skuteczność i zaczęli gonić rywala. Po pierwszej kwarcie mieli już tylko pięć „oczek” straty.
fot: prywatne archiwum A.Zwolak
Druga kwarta wyglądała podobnie. Na początku AGH dyktowało warunki gry, a nasi koszykarze znowu nie potrafili dobrze zakończyć akcje. Dużo strat, nieporozumień, sprawiło, że po czterech minutach krakowanie prowadzili już 29:15. Znowu w połowie kwarty Muszkieterowie przełamali się i zaczęli odrabiać straty. Teraz jednak gospodarze nie dali się zwieść i do końca trzymali przeciwników na dystans. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 41:29. Choć 12 punktów nie tak dużo, przy takiej grze AGH, zadanie zniwelowania tego wyniku było bardzo trudne.
W trzeciej kwarcie nasz zespół pokazał, że nie zamierza się poddawać i prowadził walkę jak równy z równym. Było lepiej, ale wciąż za mało, żeby dogonić gospodarzy. Jednak prawdziwe emocje czekały nas w ostatniej partii spotkania. Mało kto uważał, że losy spotkania nie są jeszcze przesądzone. Najważniejsze jednak było to, że Muszkieterowie dalej się nie poddawali. W czwartej kwarcie wyszli na parkiet i… Role całkowicie się obróciły. Obrona krakowian przestała istnieć. Nasi gracze narzucali tempo gry. Wystarczyły trzy minuty, aby ze straty 13-punktowej, zostały tylko cztery „oczka”. Walka mogła zacząć się od nowa. Niestety, w tym momencie zabrakło doświadczenia i zimnej głowy u zielonogórskich graczy. Kiedy ekipa Arkadiusza Miłoszewskiego uwierzyła, że jest w stanie wygrać ten mecz, zaczęła grać szybko, niedokładnie i nerwowo. Nie mogło to przynieść nic dobrego. Błędy gości wykorzystali gospodarze i powiększyli swoją przewagę, której nie udało się odrobić w końcówce spotkania. Ostatecznie zespół AGH Kraków zwyciężył 73:61 i jest o krok bliżej awansu niż Muszkieterowie. Końcówka spotkania pokazała, że nasz zespół nie jest bez szans w drugim spotkaniu, które będzie miało miejsce 9. kwietnia w Nowej Soli.
Jeżeli chodzi o naszych zawodników, to zdecydowanie najlepiej wypadł Radosław Trubacz, który był pierwszym strzelcem zespołu i zapisał na swoim koncie aż 20 punktów. Dobrze zaprezentował się także Kamil Zywert, który nie tylko był drugim punktującym, ale też zbierał i podawał piłki, kreując wielokrotnie grę zespołu. Nasi gracze podkoszowi zaprezentowali się zdecydowanie za słabo, mieli problemy ze zbiórkami i z rzutami, które powinny dawać łatwe punkty. Dodatkowo rozczarował Marcel Ponitka, który grał dość chaotycznie i popełniał sporo błędów, które koniec końców zaważyły na ostatecznym wyniku. W chłopakach widać jednak chęć walki i z pewnością na swoim parkiecie zaprezentują się zdecydowanie lepiej.
Agata Zwolak
PS. Często narzekałam na arbitrów oglądając mecze Stelmetu w Tauron Basket Lidze. Po wczorajszym meczu stwierdzam, że w koszykarskiej ekstraklasie sędziowanie wcale nie jest takie złe.